MONOVID-19

TEATR WOBEC PANDEMII / MONODRAMY CHORWACKIE W PRZEKŁADZIE NA JĘZYK POLSKI

W POKOJU NIECO SZERSZYM NIŻ SKÓRA

Autor IVANA SAJKO

W poko­ju nie­co szer­szym niż skóra,

do któ­re­go w regu­lar­nych dzie­się­cio­mi­nu­to­wych odstępach

dobie­ga dźwięk hamo­wa­nia U‑Bahnu numer jeden i trzy,

na skrzy­żo­wa­niu Ska­lit­zer i Oranienstraße,

Euro­pa oglą­da serial i roz­my­śla o śmierci,

dziś wie­czo­rem poło­ży­ła się wcześnie,

tak napraw­dę to nawet nie wstała,

spę­dzi­ła dzień w koszu­li nocnej,

na ple­cach na brzu­chu na boku,

chru­pa­ła wafel­ki neapo­li­tań­skie „Man­ne­ra” i roz­sma­ro­wy­wa­ła masło na bułkach,

w koń­cu jest pierw­szy maja,

dziś się nie pracuje,

będzie oglą­da­ła seria­le i jadła,

ode­zwie się do dzie­ci i będzie jadła,

zadzwo­ni do przy­ja­ciół­ki i będzie jadła:

NIEKTÓRZY TAK ROBIĄ OD TYGODNI,

pomy­śla­ła z zazdrością,

kru­szą w łóżku,

pod­łą­cze­ni do Face­bo­oka, Insta­gra­ma i Netflixa,

DLA NIEKTÓRYCH KAŻDY DZIEŃ TO ŚWIĘTO PRACY,

a ona ma tyl­ko ten,

te 24 godzi­ny wol­ne od pra­cy pośród wiecz­no­ści dys­kon­tu spo­żyw­cze­go na Kreuzbergu,

gdzie sie­dzi na kasie, wstu­ku­je i ska­nu­je kody kre­sko­we, wstu­ku­je i skanuje,

ukry­ta za osło­ną ochron­ną z plek­si­gla­su i maską ze wzo­rem w misie,

ona też jest takim misiem na bez­dro­żach tego wszechświata,

zwy­kły pra­cow­nik w dyskoncie,

gewöhn­li­cher Mensch[1], moż­na by rzec,

gewöhn­li­cher Mensch w cie­le wiel­kiej kobiety,

i dla­te­go naje się teraz na cały miesiąc,

zno­wu zje obiad, a po prze­rwie przy­go­tu­je kolację,

cha!

Tak też i było.

Pod­czas pochła­nia­nia ostat­nie­go kęsa obia­du prze­je­chał U‑Bahn numer jeden,

a po chwi­li zatrzesz­cza­ła też trójka,

minę­ło dzie­sięć minut,

czas na kolację,

wte­dy zadzwo­ni­ła do dzie­ci, nie odebrały,

spró­bo­wa­ła zno­wu, nie odebrały,

z mło­dy­mi zawsze to samo, mówi­ła na głos Europa,

o nic nie dba­ją, nic im się nie chce,

nawet ode­brać telefonu,

nie liczy­ła na to, że ktoś jej słucha

albo że ktoś mógł­by powtó­rzyć jej słowa,

jej los gewöhn­li­cher Mensch w wiecz­no­ści dyskontu

już daw­no nauczył ją, że sło­wa małe­go czło­wie­ka nie są istotne,

nie mogą ani pocie­szyć, ani zagro­zić, ani ura­to­wać świata,

dla­te­go mogła opo­wia­dać bzdury.

Wła­śnie tak:

Jak tam?, Jak się masz?, Nie­zbyt dobrze, A kto ma się dobrze?!,

to była przy­ja­ciół­ka, od razu odebrała,

wła­śnie ogląd­nę­ła wia­do­mo­ści i chcia­ła poroz­ma­wiać o spisku,

ponie­waż cho­dzi­ło o spisek,

chcia­ła wie­dzieć, czy będzie mogła poje­chać na urlop do Chorwacji,

ale w wia­do­mo­ściach nie wspo­mnia­no o ich urlopie,

a powin­ni podać infor­ma­cję, czy gewöhn­li­cher Mensch

będzie mógł wybrać się z dmu­cha­ny­mi mate­ra­ca­mi na wyspę Krk albo na lody do Splitu,

oglą­da­ła wszyst­ko uważ­nie aż do pro­gno­zy pogody,

ale ani słowa,

spi­sek,

ewi­dent­nie,

Euro­pa ze wszyst­kim się zgadzała,

roz­ma­wia­ły też o chiń­skiej restau­ra­cji w sąsiedz­twie, któ­ra już pią­ty tydzień jest zamknięta,

już tego nie otwo­rzą, zwi­ną inte­res i dobrze im tak,

doch!,

były zgod­ne co do tego, że wszyst­kie­mu win­ni są Chińczycy,

nigdy wię­cej nie kupią nic od sko­śno­okich, nawet jeśli mia­ły­by cho­dzić gołe,

go-łe,

poprzy­się­gły to sobie, przez telefon,

to było bar­dzo śmiesz­ne i Euro­pa chi­cho­ta­ła do komórki:

co by powie­dział szef, gdy­bym przy­szła do pra­cy w samych majtkach?,

a może bez majtek?,

tyl­ko z miś­ka­mi na twarzy!?,

ale przy­ja­ciół­ka nie była w nastro­ju do żartów,

na co cze­ka wła­dza? na co niby ta wła­dza czeka!?,

przez Ska­lit­zer­stra­ße prze­je­chał kolej­ny U‑Bahn,

obie zamil­kły, żeby prze­cze­kać trzeszczenie,

Euro­pa odnio­sła wra­że­nie, że to mil­cze­nie ma swój ciężar:

może żyje­my w histo­rycz­nej chwili?

może nad­szedł czas, aby mali ludzie wzię­li los w swo­je ręce?,

sama nie wie­dzia­ła, skąd u niej te słowa,

ale przy­ja­ciół­ka skwitowała:

wszyst­ko jest jasne jak słońce,

wie­my, któ­rzy są dobrzy, a któ­rzy źli,

któ­rzy jedzą gulasz, a któ­rzy kotle­ty z węży, szczu­rów, psów i kotów,

tych słod­kich i milutkich,

Euro­pa zamiauczała,

zawsze robi­ła zaku­py u Chiń­czy­ków, a oni teraz tak…,

wte­dy musia­ła prze­rwać rozmowę,

roz­ła­do­wa­ła jej się komór­ka, no i trze­ba było strzep­nąć okru­chy z kołdry.

Nagła cisza.

Jakieś dziw­ne cza­sy nasta­ły, szep­ta­ła do siebie,

kto by powie­dział, że za wszyst­kim sto­ją nie­to­pe­rze i Chińczycy,

ich mali ludzie prze­ciw­ko naszym małym ludziom,

a to nie­do­brze, napraw­dę niedobrze,

ICH JEST WIĘCEJ,

Sche­iße, powie­dzia­ła na głos,

Sche­iße, z powo­du złych proporcji,

Sche­iße, z powo­du wyczer­pa­nej bate­rii w komórce,

Sche­iße, bo nie roz­ma­wia­ła jesz­cze z dzieć­mi, i to dzi­siaj, w święto,

Sche­iße, bo łado­wa­nie komór­ki zaj­mie przy­naj­mniej pięt­na­ście minut.

Pięt­na­ście minut w try­bie off-line.

W poko­ju nie­co szer­szym niż skóra,

W któ­rym na klam­ce okna suszy się maska ze wzo­rem w misie,

Euro­pa sie­dzia­ła na kra­wę­dzi łóż­ka z pilo­tem w dłoni,

czu­ła pewien nie­po­kój, nawet tele­wi­zor nie pomagał,

czu­ła się okrop­nie samot­nie, okrop­nie ein­sam,

tak ein­sam, że moż­na ocipieć

z tymi swo­imi nie­istot­ny­mi myśla­mi o psach i kotach duszo­nych z czosnkiem,

z tymi swo­imi nie­istot­ny­mi oba­wa­mi, że latem nie będzie mogła wybrać się nad morze do Chorwacji,

się­gnę­ła po wafe­lek i ze smut­kiem go zjadła,

wszyst­ko jedno,

teraz może tyć zacho­wu­jąc spo­kój ducha,

jej oka­za­ły bia­ły tors nie zoba­czy słoń­ca w tym roku,

ver­dam­m­ter Chi­ne­se![2],

opa­dła na łóż­ko i przy­ci­snę­ła pilo­ta do piersi,

nie­któ­rzy tak dzień w dzień, przy­po­mnia­ła sobie znowu,

dla nie­któ­rych każ­dy dzień to święto,

leżą w łóż­ku na ple­cach na brzu­chu na boku,

chru­pią, kru­szą i roz­ła­do­wu­ją tele­fo­ny komórkowe,

a gdy ich ogar­nia nie­po­kój, to dzwo­nią do przyjaciółki,

ECH, GDYBY MNIE DOTKNĘŁO TO CUDZE NIESZCZĘŚCIE, powie­dzia­ła na głos,

nie licząc na to, że są to jakieś wiel­kie słowa,

gdy­bym codzien­nie mia­ła wol­ne, ukła­da­ła w gło­wie tygo­dnio­wy jadłospis:

w ponie­dzia­łek upie­kła­bym chleb,

we wto­rek przy­go­to­wa­ła­bym pizzę,

w śro­dę zro­bi­ła­bym stru­del jabłkowy,

w czwar­tek ugo­to­wa­ła­bym zupę jarzy­no­wą na kolej­ne dwa dni,

w sobo­tę usma­ży­ła­bym naleśniki,

a w niedzielę…

w nie­dzie­lę ład­nie bym się ubrała,

zało­ży­ła­bym maskę w misie i sta­nę­ła w kolej­ce po lody,

wzię­ła­bym tru­skaw­ko­we i cze­ko­la­do­we, usia­dła na ław­ce w parku,

i obser­wo­wa­ła­bym prze­chod­niów, któ­rzy ucie­ka­ją jed­ni od dru­gich jak zające.

Teraz napraw­dę musi strzep­nąć okru­chy z kołdry.

Otwo­rzy­ła okno i zoba­czy­ła zupeł­nie inną scenę,

poni­żej, na skrzy­żo­wa­niu Ska­lit­zer i Ora­nien­stra­ße był nie­sa­mo­wi­ty tłum,

akty­wi­ści z orga­ni­za­cji rewo­lu­cyj­ne­go Świę­ta Pracy

wzy­wa­li do tra­dy­cyj­ne­go spo­tka­nia pomi­mo obostrzeń,

któ­re zaka­zu­ją zgro­ma­dzeń powy­żej dwu­dzie­stu osób,

dwu­dzie­stu!,

a ich było przy­naj­mniej dwa tysiące,

dwa tysią­ce popa­prań­ców, któ­rzy nie prze­strze­ga­ją przepisów!,

grzmia­ły media,

dwa tysią­ce popa­prań­ców, któ­rym nic nie może­my zrobić!,

odgro­dzi­ła się policja,

to było­by nie­zgod­ne z Kon­sty­tu­cją, gdy­by uka­ra­no mło­dych ludzi, któ­rzy nie zacho­wu­ją dystansu,

to było­by nie­zgod­ne z Kon­sty­tu­cją, gdy­by pobi­to mło­dych ludzi, któ­rzy po pro­stu spa­ce­ru­ją ulicą,

to było­by nie­zgod­ne z Kon­sty­tu­cją, gdy­by aresz­to­wa­no mło­dych ludzi, któ­rzy nie wspo­mi­na­ją ani o Hitle­rze, ani o Żydach,

No to po co jest Konstytucja?!,

krzyk­nę­ła Euro­pa z okna,

w tym roku napraw­dę nici z Chorwacji.

Halt die Klappe!

Zamknij się, krzy­cze­li mło­dzi do Europy,

odpa­la­li petar­dy i nie­śli duże transparenty,

uns fehlt nicht Zeit, Geld, Macht[3], było napi­sa­ne na jednym,

was fehlt ist Soli­da­ri­tät,

bra­ku­je nam solidarności,

Euro­pa prze­li­te­ro­wa­ła napis na trans­pa­ren­cie i splu­nę­ła przez okno,

a macie!

wszy­scy jeste­ście czę­ścią tego same­go spisku!,

on pro­wa­dzi od wuhań­skich nie­to­pe­rzy przez mło­dych akty­wi­stów do małe­go człowieka,

ze swo­je­go okna na trze­cim pię­trze Euro­pa dobrze widzia­ła szer­szy obraz sytuacji,

ponie­waż jutro ci sami popa­prań­cy będą kichać i kasz­leć przy jej kasie,

poju­trze też będą kichać i kasz­leć przy jej kasie,

popo­ju­trze nie będzie ich już dwa, tyl­ko czte­ry tysiące,

a kolej­ne­go dnia zaj­mą jej łóż­ko na oddzia­le inten­syw­nej terapii,

prze­ciw takie­mu pla­no­wi nie pomo­że nawet maska w misie, któ­rą kupi­ła za gro­sze u Chińczyka,

Sche­iße, że też wcze­śniej sobie o tym nie przypomniała!,

napraw­dę,

wszyst­ko jest ze sobą powiązane.

Wir kämp­fen für dich![4]

Chór mło­dzie­ży zwró­cił się do Euro­py w oknie:

wal­ka kla­so­wa nigdy się nie kończy,

ponie­waż gdy jed­ni są obję­ci kwa­ran­tan­ną w małych miesz­ka­niach bez balkonów,

inni opa­la­ją się przy pry­wat­nych base­nach i koszą tra­wę w ogrodach,

wal­czy­my dla ciebie,

wal­czy­my o two­je kon­sty­tu­cyj­ne swobody,

wal­czy­my o two­je demo­kra­tycz­ne prawa,

wal­czy­my o two­je przy­wi­le­je pracownicze,

wal­czy­my o two­je mie­sięcz­ne wynagrodzenie,

wal­czy­my o to, żebyś codzien­nie mogła pójść do pracy,

gło­sy mło­dzie­ży zgi­nę­ły w okrzy­kach i wyra­zach aprobaty,

a Euro­pa wznio­sła ręce w powietrze,

roz­ło­ży­ła je na odle­głość pół­to­ra metra,

i krzyk­nę­ła:

Abs­tand hal­ten![5],

nie­po­trzeb­na mi wasza walka,

nie­po­trzeb­ne mi te swo­bo­dy ani te pra­wa, ani te przywileje,

bo w ogó­le nie chcę cho­dzić do pra­cy, nie chcę się stąd ruszać,

chcę tyl­ko do kuror­tu Malin­ska na wyspie Krk!,

a jeśli nie mogę na Krk, kon­ty­nu­owa­ła Euro­pa, to nie chcę też do dyskontu,

chcę zostać w łóż­ku, chru­pać i kru­szyć, jak wszy­scy inni,

chcę swo­jej samot­no­ści, swo­je­go nie­po­ko­ju i swo­jej ciszy pod­czas pięt­na­sto­mi­nu­to­we­go try­bu off-line,

chcę być taka jak wy, po dru­giej stro­nie pleksiglasu,

TO MUSI BYĆ HISTORYCZNA CHWILA,

GDY MAŁY CZŁOWIEK BIERZE LOS W SWOJE RĘCE,

na sło­wa „histo­rycz­na chwi­la” dla więk­sze­go efek­tu ude­rzy­ła się pię­ścią w piersi,

pró­bu­jąc krzyk­nąć „mały czło­wiek” stra­ci­ła nie­ste­ty oddech,

po „swo­je ręce” nie mogła już powstrzy­mać kaszlu,

zamknę­ła okno i zato­czy­ła się w stro­nę łóżka,

czyż­by? chy­ba nie?

Ta chiń­ska maska była wadliwa.

W poko­ju nie­co szer­szym niż skóra,

do któ­re­go w regu­lar­nych dzie­się­cio­mi­nu­to­wych odstępach

dobie­ga dźwięk hamo­wa­nia U‑Bahnu numer jeden i trzy,

na skrzy­żo­wa­niu Ska­lit­zer i Oranienstraße,

Euro­pa oglą­da serial i roz­my­śla o śmierci,

każ­dy jej oddech jest coraz płytszy,

usły­sza­ła nie­przy­jem­ne trzesz­cze­nie i zapie­kło ją w piersiach,

w dło­ni trzy­ma komórkę,

dzwo­ni­ła po kolei pod wszyst­kie nume­ry alarmowe,

dzwo­ni­ła po karetkę,

dzwo­ni­ła do przyjaciółki,

dzwo­ni­ła do dzieci,

nie ode­bra­ły,

teraz musi zacho­wać trzeź­wość umysłu,

myśleć o przy­jem­nych rzeczach,

o morzu, o kre­mie do opa­la­nia, o chłod­nych arbuzach,

w koń­cu przy­cho­dzą wiadomości,

pierw­szy bip, dru­gi bip, trze­ci bip,

dzie­ci wysy­ła­ją filmiki,

na jed­nym tłum demon­stran­tów prze­su­wa się w dół Oranienstraße,

na dru­gim prze­bie­ga­ją skrzy­żo­wa­nie w kie­run­ku Gör­lit­zer Parku,

na trze­cim pew­na bia­ła kobie­ta kasz­le sto­jąc w oknie,

mamo, wszyst­ko w porządku?,

piszą w wiadomości.

(Ber­lin, 08.05.2020 r.)

PRAWA AUTORSKIE: Wszel­kie pra­wa zastrzeżone.

Prze­kład z języ­ka chor­wac­kie­go: Gabrie­la Abrasowicz

[1] gewöhn­li­cher Mensch (niem.) — zwy­kły czło­wiek; odno­si się do „małe­go czło­wie­ka” jako boha­te­ra lite­rac­kie­go, ale też do powszech­ne­go okre­śle­nia czło­wie­ka naiw­ne­go, pokor­ne­go, podporządkowanego.

[2] ver­dam­m­ter Chi­ne­se (niem.) – cho­ler­ni Chińczycy.

[3] uns fehlt nich Zeit, Geld, Macht (niem.) – nie bra­ku­je nam cza­su, pie­nię­dzy, władzy.

[4] Wir kämp­fen für dich! (niem.) – Wal­czy­my dla ciebie.

[5] Abs­tand hal­ten! (niem.) – zacho­wać odstęp.

IVANA SAJKO

(ur. 1975, Zagrzeb) – chor­wac­ka dra­ma­to­pi­sar­ka, pisar­ka, reży­ser­ka i per­for­mer­ka. Jej dra­ma­ty poja­wia­ją się na deskach teatrów i na ante­nie pro­gra­mów radio­wych na całym świe­cie. Uka­za­ły się one w prze­kła­dzie na kil­ka­na­ście języ­ków. Saj­ko jest lau­re­at­ką wie­lu pre­sti­żo­wych nagród za twór­czość dra­ma­to­pi­sar­ską, czte­ro­krot­nie uho­no­ro­wa­ną Nagro­dą im. Mari­na Drži­cia; w 2013 roku otrzy­ma­ła fran­cu­ski Order Sztu­ki i Lite­ra­tu­ry, a w 2018 roku zdo­by­ła Mię­dzy­na­ro­do­wą Nagro­dę Lite­rac­ką przy­zna­wa­ną przez Haus der Kul­tu­ren der Welt w Ber­li­nie. Jest współ­za­ło­ży­ciel­ką gru­py teatral­nej „BAD co.”, w któ­rej do 2005 roku była aktyw­na jako dra­ma­turż­ka i reży­ser­ka. W póź­niej­szych latach nie rezy­gnu­jąc z reży­se­rii sama przed­sta­wia­ła swo­je sztu­ki, nada­jąc im for­my hybry­dycz­ne, eks­pe­ry­men­tu­jąc z zagad­nie­niem rela­cji tek­stu dra­ma­tycz­ne­go, spek­ta­klu i muzy­ki. Jej per­for­man­se były wów­czas okre­śla­ne mia­nem czy­tań auto­re­fe­ren­cyj­nych lub koncertowych.

W Chor­wa­cji uka­za­ły się trzy zbio­ry jej dra­ma­tów: Smak­nu­ta lica – četi­ri dra­me o opty­mi­zmu (pol. Stra­co­ne twa­rzy – czte­ry dra­ma­ty o opty­mi­zmie, 2001), Žena-bom­ba (pol. Kobie­ta-bom­ba, 2004), Tri­lo­gi­ja o nepo­slu­hu (pol. Try­lo­gia o nie­po­słu­szeń­stwie, 2011). Oprócz tego opu­bli­ko­wa­ła powie­ści Rio bar (2006, pol­skie wyda­nie: War­sza­wa 2011), Povi­jest moje obi­tel­ji od 1941 do 1991, i nakon (pol. Histo­ria moje rodzi­ny od 1941 do 1991 roku i potem, 2009), Lju­ba­vni roman (pol. Powieść miło­sna, 2015) oraz roz­pra­wę teo­re­tycz­ną Pre­ma ludilu(i revo­lu­ci­ji): čitan­je [pol. Ku sza­leń­stwu (i rewo­lu­cji): czy­ta­nie, 2006].

Na pod­sta­wie jej dra­ma­tu Kobie­ta-bom­ba (opu­bli­ko­wa­ny w cza­so­pi­śmie „Dia­log”) powsta­ły w Pol­sce dwa spek­ta­kle: w 2009 w Teatrze im. S. Jara­cza w Olsz­ty­nie (reż. Gio­van­ny Castel­la­nos) i w 2012 roku w Gale­rii Sce­na w Kosza­li­nie (reż. Woj­ciech Węglow­ski). Spek­ta­kle na pod­sta­wie tego tek­stu odnio­sły wiel­ki suk­ces na hisz­pań­skim obsza­rze języ­ko­wym. Na pod­sta­wie utwo­ru Kobie­ta-bom­ba powsta­ły spek­ta­kle na hisz­pań­skim obsza­rze języ­ko­wym, któ­re odnio­sły wiel­ki suk­ces. Pla­no­wa­na jest reali­za­cja sce­nicz­na w opar­ciu o tekst Powieść miło­sna w Chor­wac­kim Teatrze Naro­do­wym im. Iva­na Zaj­ca w Rije­ce w reży­se­rii samej autorki.

Utwór Sce­ny z jabł­kiem został opu­bli­ko­wa­ny w zbio­rze (Nie tyl­ko) frag­men­ty. Wybór nowych dra­ma­tów chor­wac­kich (2019).

fot. Maja Bosnić