MONOVID-19

TEATR WOBEC PANDEMII / MONODRAMY CHORWACKIE W PRZEKŁADZIE NA JĘZYK POLSKI

NIEBO NAD ZAGRZEBIEM

Autor DINO PEŠUT

dla F.K.

Sto­ję na kra­wę­dzi dachu budyn­ku,
Krań­ca świa­ta
I zno­wu na nie­go cze­kam.
Z powierzch­ni mia­sta
Zosta­ły zdra­pa­ne
Spo­tka­nia
I każ­dy ze zna­jo­mych.
Poszu­ku­ję ludzi,
Ich myśli.
Wszyst­kie wiel­kie ludz­kie tra­ge­die
Odmie­rza­ne są
W odli­cza­niu,
Wycze­ki­wa­niu
Upad­ku muru,
Góry lodo­wej
I innych pomy­łek.
Ludz­kie życie
Odmie­rza­ne jest cze­ka­niem.
Wszyst­ko inne to tyl­ko
Deko­ra­cja.
Wła­śnie w tym kry­je się
Cała ich kome­dia.
Boski przy­wi­lej.
To wła­śnie widzi­my my –
Anio­ły.
Cza­sa­mi
małe dzie­ci,
i tro­chę pija­ków,
roman­tyzm.
Z tego świa­ta,
Bata­lion kar­ny,
Klub wiecz­nych począt­ku­ją­cych.
Tyl­ko kto jesz­cze im wie­rzy?
Jesz­cze do wczo­raj była era
Insta­gra­mo­wych guru i
Samo­zwań­czych zwy­cięz­ców.
Cze­kam na nie­go,
Naj­gor­sze­go ucznia.
Przy­cho­dzi tutaj, żeby
Palić, pić i cza­sa­mi popła­kać.
To ostat­nie nie­zbyt czę­sto.
Pusz­cza cicho pio­sen­ki.
Ludzie na dachach budyn­ków
Spra­wia­ją, że się dener­wu­ję,
Nawet, jeśli są zbyt nar­cy­stycz­ni,
Żeby pomy­śleć o ska­ka­niu.
Tak jak on.
W koń­cu przy­cho­dzi,
Zdra­dza mnie uśmiech.
W koń­cu widzę
Tro­chę kolo­rów.
Nudzę się,
Myśli sobie,
Jak każ­de­go dnia.
Myśli sobie,
Chciał­bym być zno­wu
Mło­dy i głu­pi.
Cho­ciaż jest dosyć mło­dy
I nie aż tak mądry, jak mu się wyda­je.
I wte­dy myśli zamil­kły.
Sia­dam obok nie­go
Ostroż­nie.
Na wszel­ki wypa­dek.
Nikt nie powi­nien być sam
Pod koniec dnia,
Świa­ta
Albo życia.
W zależ­no­ści, jak kto wybrał.
Nic nie zro­bi­łem,
Miej żal do sie­bie.
Oglą­da­łem seria­le
I kli­py na YouTu­be,
Mastur­bo­wa­łem się,
Jakie to prze­wi­dy­wal­ne.
Chciał­bym wycią­gnąć z tego jakąś naukę,
Umieć coś nowe­go,
Roz­wi­nąć
Jakiś talent, umie­jęt­ność,
Nie­zwy­kłą obse­sję.
Prze­czy­tać całą poezję awan­gar­do­wą,
Marzyć o rewo­lu­cji.
Bo tak nauczył się dzia­łać pod­czas kry­zy­su,
Że życie ratu­ją wiel­kie myśli,
Że pod­czas kata­strof
Arty­ści muszą stać się poli­ty­ka­mi.
Potem zno­wu mil­czy
W sobie.
Dotknął­bym jego ręki.
Śli­na, sper­ma i smut­ku kro­ple,
Każ­da z nich to sło­na wydzie­li­na,
Nie­mal ali­te­ra­cja
Myśli sobie.
Może to będzie jakiś wiersz.
I mówi do sie­bie –
Zapisz!
Szyb­ciej –
Zapo­mi­na.
Ja, w prze­ci­wień­stwie do nie­go,
Pamię­tam jego myśli.
Oddał­bym całą wiecz­ność,
Cały czas, któ­ry mam do dys­po­zy­cji
Za tro­chę wię­cej tej ludz­kiej odwa­gi.
Potem powta­rza imio­na:
Mir­na
Jonas
Ben­ny
Kata­ri­na
Želj­ko
Dra­ško
Lada
I Ana.
Tym razem
Nie wymie­nia
Fabi­ja­na.
Igor
Josi­pa
Adrian
I Alek­san­dra.
Już wiem,
Lista roz­mów odło­żo­nych na póź­niej.
Ja nie znam imion moich przy­ja­ciół,
Tyl­ko ich zmę­czo­ne twa­rze
I spoj­rze­nia sygna­li­zu­ją­ce roz­po­zna­nie.
To smut­ny los
Wszyst­kich upa­dłych anio­łów.
Splu­nął.
I cze­ka­my, aż śli­na
Spo­tka się z beto­nem
Zamiast nie­go.
O mało co nie tra­fi­ła
W gło­wę pew­nej pani.
Mały przy­pływ adre­na­li­ny,
Chło­pię­ce wspo­mnie­nia.
Nie­na­wi­dzę kata­strof,
Wyzna­je,
Bo są okrut­ne
wzglę­dem peda­łów i poetów,
Zwłasz­cza jeśli tkwią
W tym samym cie­le,
Myśli poetyc­ko,
Żeby nie powie­dzieć – pate­tycz­nie.
Nie­na­wi­dzę kata­strof,
Bo fawo­ry­zu­ją pro­ro­ków,
Tych, któ­rzy czer­pią korzy­ści z cier­pie­nia innych
I chcą sobie zre­kom­pen­so­wać stra­co­ne oka­zje do
Gło­sze­nia kazań
O moral­no­ści i eko­no­mii.
Myśli, prze­ko­nu­je sie­bie,
Cho­ciaż wie, że będzie pisał,
Dzie­lił się swo­imi wnio­ska­mi,
Zara­biał na tym
Nie­wiel­kie pie­nią­dze.
Nie­na­wi­dzę kata­strof,
Bo two­rzą tyra­nów.
Nie­na­wi­dzę kata­strof,
Bo są okrop­nie
Nud­ne.
A ja chcę być tyl­ko
Mło­dy i głu­pi,
I jesz­cze wiecz­nie zako­cha­ny
W każ­dym swo­im pomy­śle.
Chcę, żeby domem było
Zno­wu miej­sce,
Do któ­re­go wra­cam,
A nie wię­zien­na cela.
To jest dla sta­rych, nie­peł­no­spraw­nych,
Cho­rych,
Wzdy­cha.
Bra­ku­je mi wido­ku twa­rzy
Moich przy­ja­ció­łek,
Nie­któ­rych jędr­nych tył­ków,
Zary­su wąskich dżin­sów.
Picia drin­ków z cudzych szkla­nek.
Sika­nia za rogiem
Po dro­dze do dys­ko­te­ki.
Dosyć,
Ganię same­go sie­bie,
Nie chcę być żało­sny.
Lep­sze jest mil­cze­nie.
Mnie też wcze­śniej świat wyda­wał się zabaw­niej­szy,
Gdy podą­ża­łem za nim
Do wiel­kich miast
I małych noc­nych klu­bów,
W zmę­cze­niu włó­cząc się sze­ro­ki ale­ja­mi,
Gdy patrzy­łem na nie­go, jak nie­spo­koj­nie śpi
W nie­po­ście­lo­nych łóż­kach.
Mnie też bra­ku­je tam­te­go świa­ta,
Kie­dy wszyst­ko,
W pew­nym momen­cie, wyda­wa­ło się tro­chę lep­sze.
Mnie też bra­ku­je tam­te­go świa­ta,
Gdy mogłem na chwi­lę
Zapo­mnieć o tym, że jestem świad­kiem,
Redak­to­rem ency­klo­pe­dii ludz­kie­go cier­pie­nia.
Pomię­dzy, pod nami,
Nic się nie dzie­je.
Nuda i zwle­ka­nie,
Teraz
We dwo­je wła­da­ją
Cza­sem.
Obej­mu­ję jego ramio­na.
Koły­sze­my się na wie­trze
W zupeł­nie nowej samot­no­ści,
Łagod­nej ciszy,
Kie­lisz­ku wina.
Mam dosyć życia
Ogra­ni­czo­ne­go do kil­ku
Prio­ry­te­tów.
Docho­dzi do wnio­sku.
On mil­czy.
On cze­ka na
Kil­ka wia­do­mo­ści,
Odpo­wie­dzi.
Wystar­czy­ło­by mu kil­ka
Emo­ti­ko­nów,
Panu­je kry­zys.
Czas pły­nie naj­wol­niej,
Gdy się już abso­lut­nie
Na nic
I na niko­go
Nie cze­ka.
Puste jak opo­wieść bez mora­łu
Albo cho­ciaż komicz­ne­go punchline‘u.
Ja cze­kam.
Ja zwle­kam.
On nie może mnie widzieć.
Nie może poczuć moje­go obję­cia.
Nie może wie­dzieć, że jest kocha­ny.
On kocha inne­go.
Głu­pek jest zako­cha­ny.
Zamiast poka­zać świa­tu,
Jaki jest sil­ny,
inte­lek­tu­al­nie spraw­niej­szy
I inspi­ru­ją­cy,
On cze­ka na mały znak zain­te­re­so­wa­nia,
Że roz­bły­śnie ekran
Tele­fo­nu.
Zamiast wynieść waż­ne lek­cje
Z tej tra­ge­dii,
On liczy nie­wy­ko­rzy­sta­ne erek­cje.
Zamiast stać się Pytią,
On marzy o kil­ku
Uści­skach.
I gdy­bym mógł,
Powie­dział­bym mu,
Nie martw się,
Oddy­chaj głę­bo­ko,
I tak po pro­stu pró­bu­jesz
Prze­trwać.
Wiesz o wszyst­kim, co cię cze­ka,
Więk­sza tra­ge­dia,
Nowa rece­sja,
Dyk­ta­to­rzy
I sępy żeru­ją­ce na stra­chu,
Ludz­kim cier­pie­niu.
Zno­wu tyl­ko sta­ty­sty­ka.
Gaze­ty są teraz tyl­ko
Zbio­rem stron z kro­ni­ką kry­mi­nal­ną.
Już to wszyst­ko widzia­łeś,
Jesteś dziec­kiem epo­ki,
Epo­ka jest cha­otycz­na.
Skła­nia się ku woj­nom i upad­kom,
I nie­spra­wie­dli­wo­ści,
Chci­wo­ści.
Weź wdech
Peł­ny­mi płu­ca­mi,
Jak­byś był zno­wu
Mło­dy i głupi,

Kie­ro­wa­ny cie­ka­wo­ścią.
Jesteś dziec­kiem epo­ki,
Epo­ka gro­zi zawa­le­niem.
Od was ocze­ku­je się,
Że zbu­du­je­cie
Zupeł­nie nowy świat.
Zno­wu zło­ży­cie
Jako ofia­ry
Swo­ją mło­dość i życie.
I gdy­bym mógł,
Powie­dział­bym mu,
Miłość to ostat­nia kpi­na,
Wymie­rzo­ny poli­czek,
Pro­ca Dawi­da
Prze­ciw jakie­mu­kol­wiek wro­go­wi.
Wszyst­ko jed­no, czy to woj­na, kata­stro­fa,
Cho­ro­ba czy bie­da.
Nie pozo­sta­je ci wie­le poza
Naiw­nym zako­chi­wa­niem się.
Lepiej, żebyś odli­czał dni
Do kolej­ne­go spo­tka­nia
Niż do nowe­go zała­ma­nia
Sys­te­mu ban­ko­we­go.
Może mnie w koń­cu usły­szał.
Może zagra naj­pięk­niej­sza pio­sen­ka
Jaka zosta­ła napi­sa­na,
A może po pro­stu dosta­tecz­nie
Wyraź­ne wspo­mnie­nie.
Wystar­czy,
Żeby ramio­na
Ruszy­ły w ryt­mie,
Ręce wznio­sły się ku górze,
Do obo­jęt­ne­go nie­ba.
To jed­nak zwy­cię­stwo
Nad demo­na­mi,
Mały­mi apa­tia­mi.
Pozdro­wie­nia dla wszyst­kich
Pozo­sta­łych
Roman­ty­ków.
Nad­cho­dzi wia­do­mość,
Ostat­nie pra­gnie­nie, by usły­szeć
Pro­ste pyta­nie:
Jak się masz?
Prze­strzeń zno­wu wypeł­nia się myśla­mi,
Nie­re­ali­stycz­ny­mi
I nie­przy­zwo­ity­mi
Fan­ta­zja­mi.
Moimi mały­mi poraż­ka­mi,
Upad­ka­mi.
Jeśli jakieś dziec­ko spoj­rzy,
Pod okre­ślo­nym kątem, to
Na dachu pew­ne­go budyn­ku
Zoba­czy wznie­sio­ne ręce
I parę zła­ma­nych skrzy­deł,
Na nie­bie nad Zagrze­biem,
Ber­li­nem,
Bel­gra­dem,
Sisa­kiem
albo Las Vegas.
Nie jeste­śmy sami.
Jed­nak jest nadzie­ja,
taniec
Na par­kie­cie
Dys­ko­te­ki Apokalipsa.

PRAWA AUTORSKIE: Wszel­kie pra­wa zastrze­żo­ne.
Prze­kład z języ­ka chor­wac­kie­go: Gabrie­la Abrasowicz

DINO PEŠUT

(ur. 1990, Sisak) – jeden z naj­młod­szych chor­wac­kich dra­ma­to­pi­sa­rzy. Debiu­tu­je utwo­rem Pri­ti­sci moje gene­ra­ci­je ili o bije­lom por­cu­la­nu (pol. Pre­sje moje­go poko­le­nia albo o bia­łej por­ce­la­nie), któ­ry był przez nie­go pre­zen­to­wa­ny na Forum of Young Euro­pe­an Playw­ri­ghts na festi­wa­lu Neue Stüc­ke aus Euro­pa w Wies­ba­den. Kra­jo­wa pre­mie­ra odby­ła się w Chor­wac­kim Teatrze Naro­do­wym w Spli­cie w 2013 roku. Tekst dra­ma­tycz­ny (Pret)posljednja pan­da ili sta­ti­ka – (Przed)ostatnia pan­da albo sta­ty­ka zdo­był pierw­szą nagro­dę im. Mari­na Drži­cia, któ­rą przy­zna­je Mini­ster­stwo Kul­tu­ry. Sztu­ka zosta­ła wysta­wio­na w 2015 roku w Zagrzeb­skim Teatrze Mło­dych, a tak­że docze­ka­ła się w 2018 roku serb­skiej reali­za­cji sce­nicz­nej w Teatrze w Šaba­cu (reż. Mak­sim Milo­še­vić). Ten sam dra­mat wzbu­dził zain­te­re­so­wa­nie orga­ni­za­to­rów pro­gra­mu Stüc­ke­markt na festi­wa­lu The­ater­tref­fen w Ber­li­nie w 2016 roku. Autor zdo­był rów­nież Nagro­dę im. Mari­na Drži­cia za utwo­ry Veli­ki hotel Bez­dan (pol. Wiel­ki hotel Otchłań,  2015), Ste­la, popla­va (pol. Ste­la, powódź, 2016), Olim­pia sta­dion (pol. Sta­dion Olim­pia, 2017) i Gra­na­ti­ran­je (pol. Ostrzał, 2020).

W 2019 roku w Miej­skim Teatrze Dra­ma­tycz­nym Gavel­la odby­ła się pre­mie­ra spek­ta­klu Ste­la, powódź (reż. Sel­ma Spahić).

Pešut pra­cu­je tak­że jako dra­ma­turg i współ­pra­cu­je z róż­ny­mi teatra­mi w Chor­wa­cji i za granicą.

W 2018 roku opu­bli­ko­wał swo­ją pierw­szą powieść Pode­ra­na kol­je­na (pol. Zdar­te kola­na).

Zdo­był głów­ną nagro­dę w ósmej edy­cji kon­kur­su bel­gradz­kiej Fun­da­cji Har­te­fakt na naj­lep­szy współ­cze­sny dra­mat zaan­ga­żo­wa­ny pisa­ny w języ­ku serb­skim, chor­wac­kim, bośniac­kim, sło­weń­skim, mace­doń­skim, albań­skim albo czar­no­gór­skim. Na pod­sta­wie nagro­dzo­ne­go tek­stu Posl­jedn­ji after­par­ty (pol. Ostat­nie after­par­ty) powsta­ło czy­ta­nie sce­nicz­ne w reży­se­rii Miny Ćirić, któ­re zosta­ło zapre­zen­to­wa­ne w 2019 roku pod­czas HFe­sti­va­lu w prze­strze­niach Ini­cja­ty­wy Mło­dych dla Praw Czło­wie­ka w Belgradzie.

Pešut współ­pra­co­wał przy czwar­tym pro­jek­cie Zespo­łu Euro­pej­skie­go (kopro­duk­cja Teatru Naro­do­we­go w Stut­t­gar­cie, Teatru Nowe­go z War­sza­wy i Zagrzeb­skie­go Teatru Mło­dych, przy wspar­ciu Nie­miec­kiej Fede­ral­nej Fun­da­cji Kul­tu­ry). Pre­mie­ra sztu­ki Clic­kwor­kers odby­ła się 2020 roku  w Stut­t­gar­cie (Kam­mer­the­ater, reż. Sel­ma Spahić).

W 2020 roku mia­ła tak­że miej­sca pre­mie­ra spek­ta­klu na pod­sta­wie jego sztu­ki H.E.J.T.E.R.I. (pol. H.E.J.T.E.R.Z.Y.) w Zagrzeb­skim Teatrze Mło­dych (reż. Judi­ta Gamulin).

Jego utwór Pre­sje moje­go poko­le­nia albo o bia­łej por­ce­la­nie  uka­zał się w zbio­rze (Nie tyl­ko) frag­men­ty. Wybór nowych dra­ma­tów chor­wac­kich (2019).