MONOVID-19

TEATR WOBEC PANDEMII / MONODRAMY CHORWACKIE W PRZEKŁADZIE NA JĘZYK POLSKI

JUŻ NIE BĘDĘ CHODZIŁ SAM

Autor NINA MITROVIĆ

Star­szy męż­czy­zna po sie­dem­dzie­siąt­ce, cho­dzi po miesz­ka­niu, prze­cho­dzi przez poko­je, pod­czas gdy dni prze­cho­dzą w noce.

Star­szy Mężczyzna:

Życie w stra­chu to nie życie, jeśli do tej pory się nie bałem, to na pew­no nie zacznę teraz. Wycho­dzę pod osło­ną nocy, gdy niko­go nie ma, wte­dy niko­mu nie prze­szka­dzam, sta­ry czło­wiek, tyl­ko cień pod ulicz­ną latar­nią, wcho­dzi i wycho­dzi z ciem­no­ści, tak jak moje wspo­mnie­nia. Smu­tek ogar­nia mnie coraz bar­dziej, przez dłu­gi czas od nie­go ucie­ka­łem, nie pozwo­li­łem, żeby mnie zła­mał. Teraz, gdy wzią­łem go w obję­cia, zda­ję sobie spra­wę, że nie on jest dla mnie prze­szko­dą, że odcią­ga mnie i blo­ku­je tyl­ko, jeśli go odrzucam.

Wra­cam do miesz­ka­nia, zno­wu jestem sam i tak cały­mi dnia­mi. Widu­ję tyl­ko sąsiad­kę z dru­gie­go pię­tra, mat­kę wycho­wu­ją­cą samot­nie dziec­ko, któ­rej jakiś drań obie­cał wszyst­ko i poszedł dalej obdzie­lać inne tą obiet­ni­cą. Przy­no­si mi jedze­nie, jest jedy­ną, któ­ra zaofe­ro­wa­ła mi pomoc, jestem jej za to wdzięcz­ny i dla­te­go nie otwie­ram drzwi, dopó­ki nie odej­dzie, patrzę na nią przez wizjer, macha do mnie i szyb­ko ucieka.

Każ­de­go ran­ka jestem na bal­ko­nie, piję kawę, słu­cham śpie­wu pta­ków, obser­wu­ję smut­ne posta­cie cią­gną­ce się uli­cą. Szu­kam wzro­kiem odważ­nej, żąd­nej wra­żeń kobie­ty, goto­wej na to, by napić się razem her­ba­ty z ter­mo­su na ław­ce w par­ku, prze­spa­ce­ro­wać się alej­ką, przy­pad­ko­wo się o sie­bie otrzeć, ona patrzy na mnie i spusz­cza gło­wę, moje ser­ce bije, tak jak biło wte­dy, gdy byłem mło­dy. Pamię­tam, że kie­dy słu­ży­łem w Pri­le­pie, ucie­kłem pew­nej nocy z koszar, tarza­li­śmy się po polach maków, następ­ne­go dnia komen­dant Spa­so­je wycią­gnął mnie przed wszyst­kich, roz­ka­zał mi skła­dać i roz­kła­dać pościel na łóż­ku dwa dni bez prze­rwy, nie było mi cięż­ko, myśla­łem o udach i czer­wo­nych makach, nigdy wię­cej jej nie widzia­łem. Pisa­ła do mnie kie­dyś, jak przy­je­cha­łam do Zagrze­bia, była już wte­dy zima i mia­łem syna.

Teraz szu­kam go po poko­jach, nie ma go tu, nie znaj­dę go, odszedł wie­le lat temu, odszedł i już nie wró­ci. Cza­sem za nim pła­czę, sia­dam i pła­czę, nie mogę prze­stać, ale w zasa­dzie nie pozwa­lam pły­nąć łzom, tak zosta­łem wycho­wa­ny, czło­wie­ko­wi trud­no jest uwol­nić się od nawy­ków, szcze­gól­nie tych z dzie­ciń­stwa lub mło­do­ści, mój syn nie uwol­nił się od hero­iny. Zna­la­złem go w jego poko­ju, nie­gdyś dzie­cię­cym. Leżał taki chu­dy, bia­ły, jego oczy patrzy­ły na mnie, był zno­wu jak chło­piec. Potem przy­szli ludzie ubra­ni na bia­ło, zabra­li cia­ło chłop­ca, nie byłem już ojcem. Tatą.

Szu­kam go po poko­jach, oglą­dam sta­re zdję­cia, zasta­na­wiam się, jaki był­by dzi­siaj, wystra­szo­ny, czy może śmiał­by się z tego wszyst­kie­go. Mawiał, że Camus i resz­ta wszyst­ko zro­zu­mie­li, to non­sens. Był tak­sów­ka­rzem, czło­wiek z dwo­ma dyplo­ma­mi, czę­sto mówi­łem mu, synu, nie jest źle, przy­naj­mniej możesz poroz­ma­wiać z ludź­mi, pro­wa­dzić nor­mal­ne roz­mo­wy. A on na mnie spo­glą­dał szkli­sty­mi ocza­mi i mówił, tato, nor­mal­nych już nie ma. Tak było po woj­nie, tak jest i teraz.

W kolej­ce w skle­pie sto­ją moi byli sąsie­dzi, już ich nie roz­po­zna­ję, dla­te­go to nie jest dla mnie trud­ne, że nie mogę wyjść przez kil­ka dni, ich puste oczy mnie dobi­ja­ją. Patrzą na sie­bie wil­kiem, prze­cież nic by się im nie sta­ło, gdy­by się tro­chę uśmiech­nę­li, uśmie­chać się jesz­cze nie zabro­ni­li. Nie war­to im nic mówić, pró­bo­wa­łem kie­dyś, gdy to wszyst­ko dopie­ro się zaczę­ło, powie­dzie­li mi, star­cze, co ty w ogó­le robisz na dro­dze, odejdź stąd, nie widzisz, że możesz zginąć?

Mój dzia­dek stra­cił życie pod­czas woj­ny, to była wiel­ka woj­na, zrów­na­ła z zie­mią pół Euro­py, a życie nie sta­nę­ło w miej­scu, budo­wa­li­śmy dalej, mie­li­śmy chę­ci, teraz to sło­wo brzmi dla mnie jak jakieś złu­dze­nie. Może mój syn miał rację mówiąc, nor­mal­nych już nie ma, tato.

Sta­ram się pozo­stać zdro­wym na umy­śle tak bar­dzo, jak tyl­ko potra­fię, jem zdro­wo, upra­wiam rekre­ację, dwa­dzie­ścia brzusz­ków, dzie­sięć przy­sia­dów, tak robię teraz, a zazwy­czaj spa­ce­ru­ję po par­ku, sam. Patrzę na pary, on chwy­ta ją za rękę, ona się odsu­wa, boi się.

Nie noszę maski, a na moim pię­trze wszy­scy je mają. Nie oglą­dam tele­wi­zo­ra, wczo­raj go wyrzu­ci­łem, wynio­słem z miesz­ka­nia o trze­ciej rano, żeby nie było niko­go, kto mógł­by to zgło­sić, zosta­wi­łem obok kon­te­ne­ra, ktoś już go sobie zabrał. Niech mu dobrze słu­ży, niech liczy przy­pad­ki śmier­tel­ne, ja od daw­na już wiem, że każ­dy z nas jest śmier­tel­ny. I kruchy.

Jeste­śmy nie­istot­ni na tej pla­ne­cie, któ­ra obra­ca się nie­za­leż­nie od tego, czy tu jeste­śmy, czy nie. Mogłem już umrzeć jak wie­lu, mój syn, moja żona, była mło­da, prze­cho­dzi­ła z naszym małym przez zebrę, wpadł na nich pija­ny świa­dek z jakie­goś wese­la, ona się rzu­ci­ła, popchnę­ła chłop­ca, ura­to­wa­ła mu życie, chło­piec został bez mat­ki. Żyli­śmy dalej, nie pod­da­wa­li­śmy się, gra­li­śmy w gry, w cho­wa­ne­go, nauczy­łem go pisać i czy­tać, znał wszyst­kie lite­ry przed pierw­szym dniem szko­ły, bał się wody, nie pozwa­la­łem mu się bać, kaza­łem mu machać ręka­mi na pły­ciź­nie, przy­trzy­my­wa­łem, żeby nie uto­nął. Kie­dy pierw­szy raz sam prze­pły­nął kawa­łek, to nie wycho­dził z wody.

Nie wycho­dzę z miesz­ka­nia, z wyjąt­kiem tego drob­ne­go oszu­stwa przed świ­tem. Nie wiem nawet, dla­cze­go tu jestem, zamknię­ty, nicze­go mi nie bra­ku­je, ale tak jest lepiej, na wszel­ki wypa­dek, tak mi powie­dzie­li i doda­li, że nawet kie­dy ten okres minie, to ze wzglę­du na mój wiek, może lepiej nie wycho­dzić w ogó­le. Pytam dla­cze­go, lekar­ka z goto­wo­ścią odpo­wia­da, jak to dla­cze­go, czy to nie jest dla mnie jasne, że to jest jedy­ny spo­sób na zacho­wa­nie zdro­wia i życia. Jak mogę je zacho­wać bez powie­trza, słoń­ca i nie­ba, na co mam patrzeć, na ścia­ny i ekran tele­wi­zo­ra? Nie jestem tu po to, żeby żyć jak naj­dłu­żej, tyl­ko jak naj­peł­niej, żeby poczuć, jak krew krą­ży w moich żyłach, ponow­nie się zako­chać, przy­naj­mniej jesz­cze jeden raz, bez miło­ści nie ma życia.

W moim miesz­ka­niu gra muzy­ka, roz­brzmie­wa po poko­jach, poty­kam się o wspo­mnie­nia, powra­ca do mnie moja żona, w cią­ży, dło­nie ma na brzu­chu, przy­trzy­mu­je go, jak­by miał upaść, pije piwo, na jed­no mogę sobie pozwo­lić, mówię jej, uro­dzisz pija­ne dziec­ko, śmie­je się, dziec­ko jest z nami chwi­lę póź­niej, wszy­scy tro­je jeste­śmy na ław­ce, ław­ka jest zgni­ła, dziec­ko jest teraz chłop­cem, ska­le­czył się o potłu­czo­ne szkło, nie pła­cze, tyl­ko patrzy, jak krew ciek­nie mu wzdłuż ręki, przy­tu­lam go do pier­si, tulę, to trwa, chło­piec się nie odsu­wa, zosta­je­my tak jesz­cze tro­chę, chło­piec dora­sta. Jak szyb­ko wszyst­ko wra­ca, gdy dni sta­ją się godzi­na­mi, któ­re trwa­ją i trwa­ją, i nie koń­czą się.

Poran­ki nastę­pu­ją po sobie powo­li, bal­kon sta­je się oknem, okno sta­je się kory­ta­rzem, kory­tarz wska­zów­ką, któ­ra pra­wie stoi w miej­scu, ale czas wciąż pły­nie, zbli­żam się do świa­tła, zapa­chu gorą­cej kawy, wycho­dzę z papie­ro­sem na bal­kon i wiem, cze­go na pew­no nie zro­bię, gdy nadej­dzie czas, żeby wyjść na dro­gę. Wiem, że nie będę cho­dził sam, potrze­bu­ję jesz­cze jed­ne­go cie­nia obok moje­go, żeby­śmy szli we dwo­je, doszli do rze­ki, tam są dzie­ci, ludzie, zwie­rzę­ta, tam nie ma poli­cji, tam bio­rę ją za rękę i ści­skam ją dłu­go, aby poczuć, że jeste­śmy praw­dzi­wi. Że jed­nak jeste­śmy ludźmi.

PRAWA AUTORSKIE: Wszel­kie pra­wa zastrzeżone.

Prze­kład z języ­ka chor­wac­kie­go: Gabrie­la Abrasowicz

NINA MITROVIĆ

(ur. 1978, Sla­von­ski Brod) – chor­wac­ka dra­ma­to­pi­sar­ka, dra­ma­turż­ka i reży­ser­ka teatral­na. Ukoń­czy­ła dra­ma­tur­gię na Aka­de­mii Sztu­ki Dra­ma­tycz­nej w Zagrze­biu w 2005 roku i sce­no­pi­sar­stwo w Lon­don Film Scho­ol w 2007 roku. Autor­ka wie­lu tek­stów dra­ma­tycz­nych, z któ­rych dwa zdo­by­ły nagro­dę Zło­ty Śmiech na festi­wa­lu Dni Saty­ry w Zagrze­biu: Komši­luk nagla­va­čke (pol. Sąsiedz­two do góry noga­mi) w 2003 roku, a Kad se mi mrtvi pokol­je­mo (pol. Gdy się wszy­scy powy­rzy­na­my) w 2005 roku. Jej sztu­ka Ovaj kre­vet je pre­kra­tak ili Samo frag­men­ti (pol. To łóż­ko jest za krót­kie lub Tyl­ko frag­men­ty) w 2005 roku była nomi­no­wa­na do nagro­dy Nova Dra­ma na Ber­li­ner Fest­spie­le, The­ater­tref­fen Stüc­ke­markt, a w 2007 roku zosta­ła nagro­dzo­na na festi­wa­lu Dni Maru­li­cia. Jest zdo­byw­czy­nią Nagro­dy im. Mari­na Drži­cia za dra­mat Susret (pol. Spo­tka­nie) w 2009 roku. Spek­takl na pod­sta­wie tego tek­stu został zapre­zen­to­wa­ny w ramach Lab­Fe­stu w lon­dyń­skim The­atre 503 w 2013 roku. W 2018 roku pod­czas reali­za­cji tej sztu­ki w Teatrze Exit Nina Mitro­vić zade­biu­to­wa­ła jako reży­ser­ka. Spek­takl jej autor­stwa Kako život (pol. Jak życie) wysta­wił w 2016 roku teatr Moru­zgva, a na tych samych deskach zapre­zen­to­wa­ny zosta­nie spek­takl na pod­sta­wie naj­now­sze­go utwo­ru Sve ono što ne znaš o meni (pol. Wszyst­ko to, cze­go o mnie nie wiesz). Jej sztu­ki poja­wia­ją się w reper­tu­arach teatrów w Chor­wa­cji, Sło­we­nii, Bośni i Her­ce­go­wi­nie, Mace­do­nii, Austrii, Niem­czech, Fin­lan­dii, Sło­wa­cji i Cze­chach. W 2019 roku w Teatrze Naro­do­wym w Uži­cu odby­ła się pierw­sza serb­ska pre­mie­ra spek­ta­klu na bazie tek­stu Jak życie (reż. Sla­ven­ko Sale­to­vić). Jej dra­ma­ty były pre­zen­to­wa­ne na festi­wa­lach w Sibiu i Playwright’s Week w Nowym Jorku.

Jest autor­ką tek­stów prze­no­szo­nych tak­że na deski teatrów dzie­cię­cych i lal­ko­wych oraz dra­ma­tów radio­wych emi­to­wa­nych jako słu­cho­wi­ska na ante­nie Chor­wac­kie­go Radia i pre­zen­to­wa­nych na mię­dzy­na­ro­do­wych festi­wa­lach w Ber­li­nie, Medio­la­nie i Zagrze­biu. Pro­jekt Tko ne umre, nije čovjek (pol. Kto nie umrze, nie jest czło­wie­kiem) zdo­był na festi­wa­lu Prix Ita­lia spe­cjal­ne wyróż­nie­nie w kate­go­rii doku­men­tal­ne­go dra­ma­tu radio­we­go. Jej utwo­ry zosta­ły opu­bli­ko­wa­ne w książ­kach Komši­luk nagla­va­čke (pol. Sąsiedz­two do góry noga­mi), Ovaj kre­vet je pre­kra­tak ili samo frag­men­ti (pol. To łóż­ko jest za krót­kie lub Tyl­ko frag­men­ty) oraz Dra­me (pol. Dra­ma­ty). Twór­czość Niny Mitro­vić jest tłu­ma­czo­na na wie­le języ­ków euro­pej­skich oraz publi­ko­wa­na w anto­lo­giach współ­cze­sne­go dra­ma­tu chor­wac­kie­go. Utwór To łóż­ko jest za krót­kie lub Tyl­ko frag­men­ty został opu­bli­ko­wa­ny w zbio­rze (Nie tyl­ko) frag­men­ty. Wybór nowych dra­ma­tów chor­wac­kich (2019).

fot. Dar­ren Tighe