Autor BEATRICA KURBEL
HELENA: Wiem doskonale, co myślisz o zapalaniu świec dla kaprysu i o nas, którzy używamy ich bez uzasadnionego powodu. Chociaż tych, które teraz zapaliłam nie zobaczysz ani nie poczujesz ich sztucznego zapachu, bo dobrze przemyślałam, gdzie je postawię. Wiem, że powiedziałbyś mi, jaka to kiczowata, modna głupota i że zbyt wielu nieostrożnych ludzi używa tego chcąc stworzyć rzekomo lepszą atmosferę, a jednak po prostu, bez potrzeby i powodu, postanowiłam pójść na pewne ustępstwa. Zanim je zapaliłam, ustaliłam ich najmniej ryzykowną pozycję, wystarczająco daleko od zasłon, krawędzi komody i przejścia. Gdy następnym razem się zobaczymy, to znaczy… naprawdę zobaczymy – wtedy przy okazji napomknę, że żyję teraz trochę ostrożniej i to będzie idealny tego przykład. Będziesz ze mnie dumny, chociaż się do tego nie przyznasz. Powiesz tylko, że w końcu nadszedł czas, żebym zaczęła żyć odpowiedzialnie, bo przecież dzisiaj, w tych szalonych czasach, skończyłam okrągłe pięćdziesiąt lat. Albo tak nie powiesz. Jeśli przestałeś mi liczyć lata i zapomniałeś, że dziś mam urodziny, przez jakiś czas będziesz jeszcze myślał, że mam około czterdziestki piątki. To chyba ostatnie urodziny, z okazji których złożyłeś mi życzenia. Wtedy dziewczyny wyciągały nas jeszcze na kolacje, za które płaciliśmy, a one nam opowiadały o swoich egzaminach i planach. Nikt z gości przy sąsiednich stolikach nie mógł wpaść na to, że za parę godzin się pożegnamy i pójdziemy do swoich domów w różnych częściach miasta, a one pójdą dalej, spotkają się ze swoimi przyjaciółkami i chłopakami, dumne z siebie, że jeszcze raz zjedliśmy kolację jak dawniej. Nikt z nas, kto jadł kolację i wznosił toasty tego wieczora, w tym miejscu, nie zastanawiał się, gdzie będzie za pięć lat. Ja na pewno nie wyobrażałam sobie, że Željka i Mirta zabiorą mnie na moje pięćdziesiąte urodziny do Rzymu. W wieku czterdziestu pięciu lat siedziałam z wami we włoskiej restauracji, a pięć lat później usmarowałam moją najlepszą jedwabną bluzkę sosem z bazylii i pomidorów w samym centrum Rzymu. Walić to, byłam pijana i nieuważna. Pieprzę głupoty. Byłam zdesperowana. W ciągu tych czterech dni zdałam sobie sprawę, że moi przyjaciele codziennie rozmawiają ze swoimi dziećmi, a nasze córki nie posłały ani jednej wiadomości mimo tego, że wszędzie informują o tym, jak właśnie we Włoszech z dnia na dzień rośnie liczba potwierdzonych przypadków zachorowań. Kiedy dałam im znać, że wrócimy wcześniej niż planowaliśmy, Petra napisała coś w stylu: „Ok, tylko nie panikujcie. Do zobaczenia”.
Plama pozostała, żebym pamiętała o tym, co sobie obiecałam nad talerzem wykwintnego włoskiego makaronu. Oczywiście, złamałam tę obietnicę. Gdy tylko weszłam do domu, pierwsza do nich zadzwoniłam. Kiedy im powiedziałam, że po przekroczeniu granicy będę objęta obowiązkową kwarantanną, zapadła cisza. Podczas obydwu rozmów, z obiema córkami na końcu usłyszałam ciszę! Ivico, coś spieprzyliśmy wychowując je przez te lata! One nijak nie potrafiły znaleźć sposobu, żeby w swoje harmonogramy wpisać przyjazd tutaj, żeby mi chociaż zostawić trochę jedzenia i papieru toaletowego. Czy to nie jest okropne? Czy nie mogły się po prostu dogadać i podzielić obowiązkami! Zanim nie wziąłeś wszystkiego na siebie, kłóciły się, jakby znowu miały po pięć lat, tylko że tym razem chodziło o grę, w którą żadna z nich nie chciała grać. Ty dzwoniłeś do mnie dzień w dzień i pytałeś, czy mam gorączkę albo inne symptomy. Ty kupiłeś mi książki w kiosku, żebym się nie nudziła. To prawda, nie mam pojęcia, jak na to wpadłeś, że mogłabym czytać „harlequiny”, ale liczą się intencje. Któregoś dnia przyniosłeś mi na plecach dziesięciokilowy worek ziemniaków. Ty dzwonisz do mnie wieczorem przed pójściem spać i pytasz, czy nie oszalałam jeszcze taka sama zamknięta w domu. Dobrze wiesz, że jeśli nieco dłużej zatrzymuję się w jednym miejscu, to mam skłonność do cyklicznych nawrotów mrocznych myśli i do użalania się nad minionymi czasami. Każdego ranka przysyłasz mi wiadomość, żebym nie zapomniała zażyć beta-blokerów, chociaż przez ostatnie dwa lata biorę je codziennie o tej samej porze bez konieczności przypominania. Martwisz się, jak znoszę fakt, że jednak nie jestem nieśmiertelna, chociaż w tej kwestii od dawna się nie zgadzamy. Nawet nie wytykasz mi już tego, że wciąż wałkowałam temat „życia pełnią życia”, co ty nazywałeś głupotą kamikaze. Po prostu tu jesteś. Naprawdę jesteś teraz tutaj, na dole, w kuchni. Wyciągasz ze zmywarki brudne naczynia, które powkładałam, zanim przyszedłeś. Każdy talerz i kubek myjesz ręcznie pod wodą, bo denerwuje cię takie niechlujstwo z mojej strony. Kim ty dla mnie jesteś? Na wszystkich dokumentach jest napisane, że kiedyś mieszkaliśmy razem w tym domu, że urodziły się nam te dwie małe pizdy i że rozwiedliśmy się za porozumieniem stron. I co ja mam z tym wszystkim teraz zrobić? Co mam ci powiedzieć, gdy dzwonisz z auta, żeby potwierdzić, co mi zostawiłeś, chociaż przeglądam przecież później te wszystkie torby, no i sama wiem, co zapisałam na liście zakupów, którą ci wysłałam. Nasze okresowe cisze, które pojawiają się teraz w rozmowach nie są podobne do tych sprzed piętnastu lat, gdy byliśmy w trakcie rozwodu i życzyliśmy sobie nawzajem najgorszego. To są cisze przepełnione troską. Są ciężkie i wyczerpujące, jak każde moje podziękowanie. Wiesz, że słyszę brzęk naczyń w kuchni i nawet nie starasz się być cicho. W ten sposób próbujesz mnie namówić na to, żebym z naczyniami też obchodziła się twoim sposobem, tak jak kiedyś próbowałeś mnie oduczyć palenia świec dla kaprysu. Co mam ci powiedzieć, chyba tylko to, że miło jest w końcu usłyszeć drugą osobę w tym domu na samym końcu ulicy, który całymi dniami jest pusty.
PRAWA AUTORSKIE: Wszelkie prawa zastrzeżone.
Przekład z języka chorwackiego: Gabriela Abrasowicz
(ur. 1989, Osijek) – ukończyła dramaturgię na Akademii Sztuki Dramatycznej, kierunek scenopisarstwo i dramatopisarstwo. Jej wiersze zostały opublikowane w czasopismach „Re”, „Vijenac”, „Republika”, „Zarez” i „Rukopisi 37”. W czasie studiów współpracowała ze Szkołą Zagrzebskiego Teatru Młodych, a później jako dramaturżka przy produkcjach realizowanych na niezależnej scenie.
W 2014 roku wzięła udział w Międzynarodowej Kolonii Dramatycznej w Grožnjanie, podczas której zaprezentowana została sztuka O posljednja dva mjeseca (pol. O ostatnich dwóch miesiącach).
W 2016 roku reprezentowała Chorwację podczas festiwalu Interplay Europe w Szwecji z tekstem Samo jedna sezona slave (pol. Tylko jeden sezon chwały).
Zdobyła wsparcie finansowe w 2017 roku na twórczość literacką, a jej powieść jest obecnie w fazie tworzenia.
Tekst dramatyczny Park zdobył nagrodę w konkursie „Dni dramatu w filmie” organizowanym przez portal Drame.hr, autorka otrzymała też trzecią Nagrodę im. Marina Držicia za 2018 rok. Park miał swoją premierę jako słuchowisko radiowe w reżyserii Mislava Brečicia, natomiast Lea Anastazija Fleger wyreżyserowała na podstawie tego utworu czytanie koncertowe zaprezentowane publiczności w Zagrzebskim Teatrze Młodych. Tekst został także opublikowany w czasopiśmie „Kazalište” („Teatr”).
Beatrica Kurbel stworzyła z Mirną Rustemović tekst do autorskiego projektu Važnije polovice (pol. Ważniejsze połówki), który powstał w koprodukcji grupy Mašina igre i Teatru &TD. Mieszka i pracuje w Zagrzebiu.
fot. Sanja Tušek