MONOVID-19

TEATR WOBEC PANDEMII / MONODRAMY CHORWACKIE W PRZEKŁADZIE NA JĘZYK POLSKI

CIERPIENIA ŚWIĘTEJ SANJI PODCZAS KWARANTANNY

Autor DINA VUKELIĆ

San­ja w samot­ni swo­je­go skrom­ne­go i schlud­ne­go poko­ju. W pół­mro­ku odwra­ca się do figur­ki Jezu­sa Chry­stu­sa sto­ją­cej na noc­nej szaf­ce, ale co jakiś czas spo­glą­da przez okno, jak­by naprze­ciw­ko jej miesz­ka­nia dzia­ło się coś waż­ne­go.  

SANJA: Cza­sy są cięż­kie. Nie mogę iść na mszę, tyl­ko w ten spo­sób mogę się do cie­bie zwró­cić. Prze­klę­te zło zamknę­ło Świą­ty­nie Boże! Ten koro­na­wi­rus i dia­bel­skie sie­ci 5G to dzie­ło same­go Sza­ta­na, oto czym są! Wybacz, nie powin­nam myśleć nega­tyw­nie; nie wszyst­ko jest takie ponu­re. No, na przy­kład, pew­ne­go dnia pro­boszcz jeź­dził żół­tym citro­enem i bło­go­sła­wił poboż­nych ludzi. Zacho­wu­jąc dystans spo­łecz­ny. Dzię­ki Bogu. Widzia­łam też na Face­bo­oku, że nie­daw­no odby­ła się mobil­na Eucha­ry­stia. Wier­ni klę­ka­li na łące i modli­li się w pro­mie­niach słoń­ca. Bez obaw, wszyst­ko odby­ło się w odle­gło­ści co naj­mniej dwóch metrów. To po pro­stu cudowne.

San­ja spo­glą­da przez okno, a potem poświę­ca się Jezusowi.

Kie­dy Świą­ty­nie Boże otwo­rzą swo­je drzwi, wszyst­ko sta­nie się łatwiej­sze. Nie odwa­ży­łam się jed­nak jesz­cze wycho­dzić, cho­ciaż wia­ra chro­ni mnie bar­dziej niż trój­war­stwo­wa maska. Z ręką na ser­cu mogę powie­dzieć, że moje życie przed koro­na­wi­ru­sem nie­wie­le róż­ni­ło się od obec­ne­go; czę­ściej prze­by­wa­łam wśród tych czte­rech ścian niż na zewnątrz. Tak czu­ję się bez­piecz­niej i lepiej. Świat zewnętrz­ny potra­fi być okrut­ny. Ojciec Łukasz mówił pod­czas Kato­lic­kie­go Czwart­ku: „W samot­no­ści docie­ra­my do nasze­go wnę­trza”. Potem spoj­rzał na mnie prze­ni­kli­wie. Nigdy nie włó­czy­łam się po klu­bach albo gale­riach han­dlo­wych, nie mar­no­wa­łam cza­su na swój tele­fon komór­ko­wy jak ta cała próż­nu­ją­ca mło­dzież, z wyjąt­kiem przy­pad­ków, gdy gra­łam w Can­dy Crash albo zna­la­złam jakiś faj­ny mem na stro­nie katolickie-memy.hr. W koń­cu humor jest darem od Boga. Jestem przy­zwy­cza­jo­na do izo­la­cji niczym sio­stra kar­me­li­tan­ka i z tobą, Jezu, prze­trwam wszyst­ko: i koro­na­wi­ru­sa, i sie­ci 5G, i wszyst­kie poku­sy nowo­cze­sne­go świata.

San­ja zno­wu spo­glą­da przez okno, a po chwi­li wra­ca do Jezusa. 

Wybacz, wyda­wa­ło mi się, że sły­sza­łam coś z naprze­ciw­ka. Mar­twi mnie inna spra­wa. Cho­dzi o Bar­ba­rę. Ona już pią­ty dzień opusz­cza zaję­cia onli­ne. Mama jest w swo­im świe­cie, tro­chę gotu­je, oglą­da te dur­no­wa­te reali­ty show na RTL‑u, bawi się z kotem, tro­chę pła­cze, łyka leki psy­cho­tro­po­we i tak w kół­ko. Tym­cza­sem Bar­ba­ra wymy­ka się z miesz­ka­nia, cała w ceki­nach, jak­by szła na par­ty. Koro­na par­ty! Bez maski! Bez ręka­wi­czek! Tak w ogó­le, Bar­ba­ra myje ręce nie­ca­łe 20 sekund. Ostat­ni raz dezyn­fe­ko­wa­ła się po obma­cy­wa­niu z tym meta­low­cem, co ma tłu­ste wło­sy i gra w szkol­nej kape­li. Mówię jej grzecz­nie: „Bar­ba­ro, zostaw te dzi­wacz­ne szpil­ki przed wej­ściem do domu”. Ona się wte­dy śmie­je: „San­ju, weź wylu­zuj. To są szpil­ki Jim­my Choo. Pre­zent od tajem­ni­cze­go wiel­bi­cie­la. Nie ma opcji, żeby był na nich wirus”. Co? Tajem­ni­czy wielbiciel?

San­ja wsta­je i zer­ka przez okno. Wzdy­cha ze złością. 

Moja sio­stra jest goto­wa na wszyst­ko! I ja mam wylu­zo­wać? „San­ju, zawsze jesteś taką sztyw­nia­rą. Get a life”. Tak jak­by­śmy nie były sio­stra­mi. Opę­ta­ły ją demo­ny. Skąd to wiem? Cóż, musia­łam się tro­chę poświę­cić. Zro­bi­łam fał­szy­wy pro­fil ante­haj­duk i spraw­dzi­łam Insta­gram Bar­ba­ry. Po pierw­sze, ona tam laj­ku­je wszyst­kie zdję­cia tej sata­nist­ki Bil­ly Eilish. Po dru­gie, czy wiesz, co Bar­ba­ra wypra­wia na Insta­Sto­ry? Prze­sia­du­je z tą swo­ją eki­pą. W par­ku. Na ławecz­ce. Bez zacho­wa­nia odstę­pu. Tam jacyś face­ci piszą jej róż­ne rze­czy w sty­lu „hej nie­zła jesteś mała brał­bym cie LOL.” LOL?! Nie­któ­rzy wysy­ła­ją jej lubież­ne emo­ti­ko­ny. Ile nali­czy­łam bakła­ża­nów, Bóg jeden wie! (Żegna się). Zakrę­ci­ło mi się w gło­wie i zaczę­łam się dusić, jak­bym mia­ła koro­nę. No i tak, wszy­scy są ści­śnię­ci jak sar­dyn­ki, a w rękach trzy­ma­ją alko­hol owi­nię­ty w rekla­mów­kę. Wszę­dzie uno­szą się wiru­sy! A wirus grze­chu rośnie bar­dzo gwał­tow­nie! Bar­ba­ra jest, rzecz jasna, naj­gor­sza z nich wszyst­kich. Głasz­cze po udzie tego influencera/trenera fit­ness Ala­na na trzech z sied­miu rela­cji. Jeśli tak nie zła­pie koro­ny, to już nigdzie się nie zara­zi. Po prze­glą­da­niu Insta­gra­ma modli­łam się za jej duszę dwie i pół godzi­ny, ale demo­nicz­ne moce były zbyt sil­ne. Mama śpi. Bar­ba­ra wra­ca wsta­wio­na o 3:32, stu­ka w tele­fon, chi­chra się, na pew­no oglą­da pół­na­gie fot­ki Ala­na z łazien­ki. Albo fot­ki Ala­na w BMW. Albo w wyzy­wa­ją­cych pozach, jak robi pomp­ki. Mówię jej: „Sio­stro, wiem, co zro­bi­łaś”. Ona na to: „San­ju, zacho­waj mini­mum god­no­ści”. Pro­szę? Mam tyle god­no­ści, że mogła­bym nią innych obdzie­lić! Cze­kaj chwi­lę, czy to sąsiad zno­wu pusz­cza muzykę?

Sły­chać coraz gło­śniej elek­tro­nicz­ną muzykę.

W trak­cie kry­zy­su z koro­ną! Jakieś upior­ne tech­no… Boże Dro­gi. Na pew­no też się nar­ko­ty­zu­je. Wte­dy, Bar­ba­ra mówi mi: „Mnie się cze­piasz, a myślisz, że nie widzę, jak stal­ku­jesz sąsia­da z naprze­ciw­ka?”. Kogo? Sąsia­da, co nie ma dobre­go gustu? On mnie nie inte­re­su­je! I to nie moja wina, że on cią­gle pusz­cza tę swo­ją elek­tro wio­chę albo że wycho­dzi na bal­kon i pali e‑papierosa, więc przy­pad­ko­wo zer­k­nę na nie­go i w tym samym momen­cie tego żału­ję. Ciszej tro­chę z tą łupa­ni­ną, nie­któ­rzy się tu modlą! Boże, dla­cze­go miał­by mnie inte­re­so­wać ten typ z furą kasy, Mer­ce­de­sem, Bre­itlin­giem i dwu­pię­tro­wym miesz­ka­niem, w któ­rym miesz­ka cał­kiem sam? Roz­pu­sta! Nie­na­wi­dzę mate­ria­li­zmu i gar­dzę e‑papierosami. Bar­ba­ra mi nie wie­rzy. „Wyno­sisz śmie­ci w tym samym momen­cie, co on. Tyl­ko wte­dy roz­pusz­czasz wło­sy i zakła­dasz naj­lep­sze ciu­chy z Rese­rved. Sto­isz przy oknie, gapisz się i wyglą­dasz napraw­dę cre­epy i na zako­cha­ną. Potem modlisz się do figur­ki Jezu­sa, żeby zmyć grzesz­ne myśli! Coś ci powiem: nie uda­ło ci się do tej pory i nigdy ci się nie uda!”. Jezu, ty wiesz, że to nie­praw­da! Ścisz tę muzy­kę, jestem w trak­cie zała­twia­nia waż­nej spra­wy! Wyłącz to, na Boga! Wybacz, że pod­nio­słam głos, ale ten… ten… Tak, jestem w izo­la­cji, ale roz­sąd­nie wyko­rzy­stu­ję swój czas! Nie pod­da­łam się! Nie zja­dłam za dużo wafel­ków w cze­ko­la­dzie. Tyl­ko trzy kawał­ki dzien­nie. Nie otwo­rzy­łam nawet Nutel­li, stoi w lodów­ce. Nie oglą­da­łam kom­pul­syw­nie seria­li. I nie patrzy­łam na tego typa. Nie fan­ta­zjo­wa­łam na jego temat. Nie­któ­rym się od izo­la­cji mie­sza w gło­wie, wte­dy zaczy­na­ją im się podo­bać zbo­ki z Tin­de­ra, Badoo i nie­któ­rzy chor­wac­cy poli­ty­cy. Ale ja nie jestem taka jak Bar­ba­ra. Nie będę taka jak Bar­ba­ra. Nie jestem taka jak inne dziew­czy­ny. Nie! Jestem inna. Moja dusza jest czy­sta. Jest we mnie coś świę­te­go i nie­po­ka­la­ne­go. Uwierz mi, Jezu. Czy mi wie­rzysz? Daj mi jakiś znak. Pra­gnę two­jej odpo­wie­dzi. Daj mi znak, Jezu. Daj mi znak. Pro­szę cię, Jezu –

Trzę­sie­nie zie­mi. Wszyst­ko drży. Z półek i gablot spa­da­ją róż­ne przed­mio­ty, koły­sze się żyran­dol, cały pokój się trzę­sie. Postać Jezu­sa spa­da na pod­ło­gę i roz­pa­da się na kil­ka czę­ści. San­ja krzy­czy. Stoi nie­ru­cho­mo przez chwi­lę, a potem pod­cho­dzi do okna. 

Nic mu nie jest. Dzię­ki Ci, Jezu.

PRAWA AUTORSKIE: Wszel­kie pra­wa zastrzeżone.

Prze­kład z języ­ka chor­wac­kie­go: Gabrie­la Abrasowicz

DINA VUKELIĆ

(ur. 1990, Zagrzeb) – ukoń­czy­ła stu­dia na kie­run­ku języ­ko­znaw­stwo i lite­ra­tu­ra porów­naw­cza na Wydzia­le Filo­zo­ficz­nym i dra­ma­tur­gię na Aka­de­mii Sztu­ki Dra­ma­tycz­nej w Zagrze­biu. Jako dra­ma­turż­ka współ­pra­co­wa­ła z Zagrzeb­skim Teatrem Mło­dych, Teatrem Mała Sce­na i Chor­wac­kim Teatrem Naro­do­wym w Zagrze­biu, a od 2018 roku jest zaan­ga­żo­wa­na jako sta­ły współ­pra­cow­nik Teatru Saty­rycz­ne­go Kerem­puh, gdzie pra­cu­je nad kil­ko­ma sztu­ka­mi i pro­jek­ta­mi. W 2019 roku odby­ła się pre­mie­ra teatral­na na pod­sta­wie jej sztu­ki Ako kažeš, gotov si! (pol. Jeśli powiesz, już po tobie!) w Miej­skim Teatrze Žar pti­ca. W Pro­gra­mie Chor­wac­kie­go Radia pre­zen­to­wa­ne były jej utwo­ry dra­ma­tycz­ne i adap­ta­cje: One male stva­ri nakon polu­sna (pol. Te małe rze­czy po pół­śnie, 2016,), Obi­čna (pol. Zwy­kła, 2017) i Dne­vna doza mazo­hi­zma (pol. Codzien­na daw­ka maso­chi­zmu, 2018). Dra­mat Codzien­na daw­ka maso­chi­zmu w 2017 roku został zakwa­li­fi­ko­wa­ny do ostat­nie­go eta­pu kon­kur­su orga­ni­zo­wa­ne­go przez bel­gradz­ką Fun­da­cję Har­te­fakt na naj­lep­szy współ­cze­sny zaan­ga­żo­wa­ny tekst dra­ma­tycz­ny i został opu­bli­ko­wa­ny na łamach cza­so­pi­sma „Kaza­li­šte” („Teatr”) oraz prze­tłu­ma­czo­ny na język fran­cu­ski. Jako sce­na­rzyst­ka współ­pra­co­wa­ła z Chor­wac­ką Radio-Tele­wi­zją i sta­cją RTL. Jest autor­ką sce­na­riu­szy krót­ko­me­tra­żo­wych fil­mów Ne pri­ča­mo o vama nego o dje­ci (pol. Nie roz­ma­wia­my o was, tyl­ko o dzie­ciach, 2015) Točka zarez (pol. Śred­nik, 2017). Nale­ży do Związ­ku Sce­na­rzy­stów i Pisa­rzy Utwo­rów Sce­nicz­nych (SPID) i Chor­wac­kie­go Towa­rzy­stwa Arty­stów Dra­ma­tycz­nych (HDDU). Miesz­ka i pra­cu­je w Zagrzebiu.