MONOVID-19

TEATR WOBEC PANDEMII / MONODRAMY CHORWACKIE W PRZEKŁADZIE NA JĘZYK POLSKI

OTWARTE ZAPROSZENIA

Autor MIRNA RUSTEMOVIĆ

Czy­tel­nicz­ka gazety:

W tej sytu­acji zasko­czy­ła mnie tyl­ko jed­na rzecz: w kio­sku może zabrak­nąć gazet. Myśla­łam o moż­li­wych przy­czy­nach, któ­re do tego dopro­wa­dzi­ły; otwar­tych jest mniej kio­sków i skle­pów, więc dru­ku­je się mniej gazet, mniej osób pra­cu­je w dru­kar­niach, mniej kie­row­ców dostar­cza gaze­ty, jest mniej pie­nię­dzy na druk, a może po pro­stu cho­dzi o to, że ludzie w momen­cie stra­chu i w sta­nie zagro­że­nia wie­rzą tyl­ko w dru­ko­wa­ne wyda­nia. Wie­rzą w to, że tyl­ko tam prze­czy­ta­ją praw­dzi­we infor­ma­cje, któ­re są im potrzeb­ne, któ­re dokład­nie wyja­śnią im, jak mają się zacho­wy­wać i co mają robić.

Bez gazet pod­czas izo­la­cji codzien­nie prze­glą­dam teraz inter­ne­to­we nekro­lo­gi. Naj­lep­sze są na stro­nach sara­jew­skie­go dzien­ni­ka „Wyzwo­le­nie”[1], zagrzeb­ska „Gaze­ta Poran­na” wypa­da bar­dzo sła­bo, z kolei w zagrzeb­skiej „Wie­czor­nej” da radę coś prze­czy­tać, ale jej uni­kam, bo wia­do­mo, kto czy­ta „Wie­czor­ną”. „Wol­na Dal­ma­cja” ze Spli­tu to mój wybór numer jeden zaraz po sara­jew­skim „Wyzwo­le­niu”, a pokła­da­łam też wiel­kie nadzie­je w „Nowej Gaze­cie” z Rije­ki. Prze­ży­łam w koń­cu jed­nak spo­re roz­cza­ro­wa­nie, gdy weszłam na ich stro­nę inter­ne­to­wą. Mogłam to prze­wi­dzieć, bo w przy­pad­ku innych tre­ści zamiesz­cza­nych onli­ne też są bar­dzo oszczęd­ni. Dla­cze­go tak wie­le się po nich spo­dzie­wa­łam? Z tego pro­ste­go powo­du, że ich nekro­lo­gi w wyda­niu dru­ko­wa­nym zaj­mu­ją cza­sem nawet trzy stro­ny. Poza tym, wyda­je mi się, że miesz­kań­cy Rije­ki utrzy­mu­ją dobre sto­sun­ki sąsiedz­kie, co jest bar­dzo waż­ne dla nekro­lo­gów. Tak na przy­kład w nekro­lo­gach w sara­jew­skim „Wyzwo­le­niu”, gdy infor­mu­je się o czy­jejś śmier­ci, obok rodzi­ny wpi­sa­ni są obo­wiąz­ko­wo sąsie­dzi, a czę­sto nawet obok pogrą­żo­nej w żało­bie rodzi­ny są pod­pi­sa­ni pogrą­że­ni w żało­bie sąsie­dzi z uli­cy takiej a takiej. Oczy­wi­ście, nie zamiesz­cza się tu podzię­ko­wań za wszyst­kie pięk­ne lata i wyra­zów ubo­le­wa­nia z powo­du odej­ścia dobre­go sąsia­da i dro­gie­go przy­ja­cie­la, ale jest jesz­cze jeden osob­ny nekro­log, w któ­rym zmar­łe­go żegna­ją sąsie­dzi z uli­cy takiej a takiej, spod nume­ru takie­go a takie­go. Coś podob­ne­go zauwa­ży­łam w takiej ilo­ści tyl­ko w dru­ko­wa­nym wyda­niu „Nowej Gaze­ty”. Był to kolej­ny dowód potwier­dza­ją­cy zwią­zek mię­dzy dobro­są­siedz­ki­mi sto­sun­ka­mi a nekrologami.

Chcia­łam podejść do spra­wy rze­tel­nie i przej­rzeć cały region, więc dotar­łam do sło­weń­skich nekro­lo­gów inter­ne­to­wych, a potem też do serb­skich. Sło­weń­skich było za mało, a serb­skich za dużo. Nawet jak odrzu­ca­łam te napi­sa­ne cyry­li­cą, któ­rą potra­fię czy­tać, ale nie­wy­star­cza­ją­co szyb­ko, to i tak zna­la­złam nie­skoń­czo­ną ilość zawia­do­mień o czy­jejś śmier­ci, kon­do­len­cji i wspo­mnień w wer­sji onli­ne, wyspe­cja­li­zo­wa­ne stro­ny inter­ne­to­we z ogło­sze­nia­mi o śmier­ci, no i fora, na któ­rych dys­ku­tu­je się o zmar­łym. Te serb­skie nekro­lo­gi zosta­wi­łam na póź­niej, na wypa­dek, gdy­by pan­de­mia potrwa­ła dłu­żej. To waż­ne, żeby moż­na było szyb­ko prze­szu­ki­wać nekro­lo­gi, zoba­czyć, któ­re z nich są inte­re­su­ją­ce, któ­re ujaw­nia­ją wię­cej na temat życia zmar­łych niż inne i nad któ­ry­mi war­to było­by dłu­żej się zatrzy­mać. Lubię dowia­dy­wać się jak naj­wię­cej o czło­wie­ku, gdy natknę się na nekro­log, któ­ry wyda mi się inte­re­su­ją­cy. Co w ogó­le spra­wia, że nekro­log jest interesujący?

Pierw­sze, co rzu­ca mi się w oczy, to czy­jeś zdję­cie, któ­re domi­nu­je, oczy­wi­ście w wyda­niach dru­ko­wa­nych było o wie­le łatwiej, wszyst­ko było bar­dziej przej­rzy­ste. Gdy tyl­ko otwie­ra­łam gaze­tę na stro­nie z nekro­lo­ga­mi, mia­łam od razu prze­gląd wszyst­kich zdjęć. Teraz, gdy trze­ba prze­su­wać myszą strzał­kę w dół, cię­żej jest mi uzy­skać ogól­ne wra­że­nie. To cie­ka­we, gdy zauwa­ża się, że w przy­pad­ku nie­któ­rych osób poja­wia­ją się wię­cej niż dwa ogło­sze­nia o śmier­ci. Na przy­kład ze stro­ny rodzi­ny i jesz­cze jed­no od innych człon­ków rodzi­ny, co może wska­zy­wać na zerwa­nie rela­cji, sko­ro nie mogli się doga­dać, żeby je wspól­nie zamie­ścić, a jesz­cze ogło­sze­nie od ludzi z fir­my, w któ­rej zmar­ły pra­co­wał, cza­sa­mi jesz­cze z jakie­goś klu­bu, do któ­re­go nale­żał. Tak się nie­daw­no Klub Lule i muchy męskie – Gen­tle­men Sara­je­vo poże­gnał ze swo­im przy­ja­cie­lem i człon­kiem. Ale gdy jedy­ne ogło­sze­nie zamiesz­czo­no na proś­bę klu­bu albo zakła­du pra­cy, to zawsze robi mi się smut­no, zasta­na­wiam się, jak ktoś z bliż­szej albo dal­szej rodzi­ny nie mógł posta­rać się, żeby w gaze­cie opu­bli­ko­wa­no jakiejś bar­dziej intym­ne pożegnanie.

Po przej­rze­niu zdjęć szu­kam inte­re­su­ją­cych imion w nekro­lo­gach, a pod­czas lek­tu­ry sara­jew­skie­go „Wyzwo­le­nia” poja­wi­ła się oka­zja, żeby prze­pro­wa­dzić ana­li­zę mie­sza­nych mał­żeństw albo sto­sun­ku do reli­gii. Może­my na przy­kład wyczy­tać, jak Muha­rem i jego dzie­ci Ivan i Sead infor­mu­ją o tym, że msza za duszę zmar­łej żony i mat­ki Marii odbę­dzie się w kate­drze. Na tej samej stro­nie swo­ich rodzi­ców, Nurę i Nami­ka, wspo­mi­na syn Slo­bo­dan, a czę­sto natra­fiam na ogło­sze­nia o ostat­nim poże­gna­niu orga­ni­zo­wa­nym w ate­istycz­nej kapli­cy. Póź­niej docho­dzi­my do imion i nazwisk osób, któ­re zamie­ści­ły nekro­log w gaze­cie albo na stro­nie inter­ne­to­wej. Zda­rza się, że dzie­ci, któ­re żegna­ją rodzi­ców wsta­wia­ją przy nazwi­skach wszyst­kie swo­je tytu­ły, co od razu daje mi jasny obraz, jacy to ludzie. Według mnie są to bar­dzo chłod­ni ludzie, w odróż­nie­niu od tych, któ­rzy przy swo­ich imio­nach dopi­su­ją nawet ksy­wy. Po tym roz­po­zna­ję cie­płą oso­bę. Tytuł jest zro­zu­mia­ły przy nazwi­sku zmar­łe­go i nie musi to być tyl­ko poziom wykształ­ce­nia, ludzie czę­sto doda­ją infor­ma­cję, czym zaj­mo­wał się zmar­ły, zwłasz­cza jeśli był w czymś dobry. Oprócz eme­ry­to­wa­ne­go nauczy­cie­la lub inży­nie­ra jest też tech­nik den­ty­stycz­ny, spa­wacz, par­ty­zant uho­no­ro­wa­ny odzna­cze­niem, praw­dzi­wy anty­fa­szy­sta… W ten spo­sób sza­nu­je się to, cze­mu dana oso­ba poświę­ci­ła znacz­ną część swo­je­go życia i na czym jej zale­ża­ło. Szcze­gól­nie mnie cie­szy, gdy widzę, że zmar­łe­mu dzię­ku­ją przed­sta­wi­cie­le młod­szych poko­leń, któ­rych cze­goś nauczył albo współ­pra­cow­ni­cy, z któ­ry­mi spę­dził lata w tej samej pracy.

Kolej­ny krok w prze­glą­da­niu nekro­lo­gów był uła­twio­ny dzię­ki dostę­po­wi do Inter­ne­tu, ponie­waż co cie­kaw­szych nie­bosz­czy­ków mogę sobie wygo­oglać. Wer­tu­jąc wer­sje dru­ko­wa­ne, musia­ła­bym noto­wać dane na kart­ce, a następ­nie wpi­sy­wać je w wyszu­ki­war­kę, żeby dowie­dzieć się wię­cej. Teraz, pod­czas prze­glą­da­nia w Inter­ne­cie, po pro­stu robię kopiuj – wklej i goto­we. Jest jesz­cze jed­na inte­re­su­ją­ca pozy­cja, a mia­no­wi­cie adre­sy w nekro­lo­gach. Chy­ba już wspo­mnia­łam o tym, że kie­dy sąsie­dzi żegna­ją zmar­łe­go, czę­sto piszą o tym, z któ­rej są uli­cy, ale tyl­ko w sara­jew­skim „Wyzwo­le­niu” zawsze poda­ny jest adres domu obję­te­go żało­bą i załą­czo­ne otwar­te zapro­sze­nie dla innych. Nie­sa­mo­wi­te, ale w świe­cie RODO adres dostęp­ny jest dla wszyst­kich, mało tego, jest tu też zapro­sze­nie, żeby odwie­dzić domow­ni­ków! Kolej­ną pozo­sta­łość mitycz­nej Bośni, w któ­rej wszy­scy są mile widzia­ni, odnaj­du­ję w nekro­lo­gach. Przy­po­mi­na mi się od razu legen­dar­ne wręcz zda­nie wszyst­kich babć z tych tere­nów: my nigdy nie zamy­ka­li­śmy drzwi na klucz…  Ale oprócz RODO, z powo­du któ­re­go te adre­sy nie powin­ny się tak po pro­stu poja­wiać w gaze­tach, teraz mamy jesz­cze pan­de­mię, któ­ra zatar­ła wszel­ki sens zapra­sza­nia ludzi do domu. Ludzie przy­sto­so­wa­li się do oko­licz­no­ści, więc teraz zamiast adre­sów poda­ją nume­ry tele­fo­nów, pod któ­re moż­na zadzwo­nić i zło­żyć kon­do­len­cje. I spo­sób zapi­su wspo­mnień o zmar­łym też uległ przy­sto­so­wa­niu, bo czę­ściej roz­po­czy­na­ją się one sło­wa­mi bra­ku­je nam Cie­bie w tych sza­lo­nych cza­sach albo bra­ku­je nam Two­ich rad w tych sza­lo­nych cza­sach. I wte­dy, gdy tak prze­wi­jam na ekra­nie te nekro­lo­gi zamiesz­cza­ne w sza­lo­nych cza­sach, myślę o tym, jak bra­ku­je mi gazet z kio­sku, otwar­tych zapro­szeń i jakichś drzwi, któ­rych wciąż jesz­cze nie zamy­ka się na klucz.

PRAWA AUTORSKIE: Wszel­kie pra­wa zastrzeżone.

Prze­kład z języ­ka chor­wac­kie­go: Gabrie­la Abrasowicz

[1] Wymie­nio­ne tytu­ły gazet: „Oslo­bo­đen­je”, „Jutarn­ji list”, „Večern­ji list”, „Slo­bod­na Dal­ma­ci­ja”, „Novi list”.

MIRNA RUSTEMOVIĆ

(ur. 1989, Sara­je­wo) – absol­went­ka dra­ma­tur­gii na Aka­de­mii Sztu­ki Dra­ma­tycz­nej w Zagrze­biu. Autor­ka tek­stów dra­ma­tycz­nych. Jako dra­ma­turż­ka pra­co­wa­ła w Zagrzeb­skim Teatrze Mło­dych, Chor­wac­kim Teatrze Naro­do­wym w Zagrze­biu, Teatrze Miej­skim w Sisa­ku, Teatrze Miej­skim Tre­šn­ja, Chor­wac­kim Teatrze Naro­do­wym w Vara­ždi­nie, Zagrzeb­skim Cen­trum Tań­ca, Teatru &TD, Mini Teatrze i pod­czas Let­nie­go Festi­wa­lu w Dubrow­ni­ku. Obec­nie jest zatrud­nio­na jako dra­ma­turż­ka w Chor­wac­kim Teatrze Naro­do­wym w Zagrze­biu. Autor­ka dra­ma­tów Rascjep (pol. Roz­sz­cze­pie­nie), Četvrt (pol. Ćwierć), ponad­to napi­sa­ła z Beatri­cą Kur­bel tekst do autor­skie­go pro­jek­tu Važni­je polo­vi­ce (pol. Waż­niej­sze połów­ki), któ­ry powstał w  kopro­duk­cji gru­py Maši­na igre i Teatru &TD, nato­miast z Dino Pešu­tem przy­go­to­wa­ła tekst i wyre­ży­se­ro­wa­ła spek­takl Ško­la za anđe­le (pol. Szko­ła dla anio­łów).