MONOVID-19

TEATR WOBEC PANDEMII / MONODRAMY CHORWACKIE W PRZEKŁADZIE NA JĘZYK POLSKI

DAVID. PRZEZ SZYBĘ

Autor TOMISLAV ZAJEC

Wiesz…, cza­sa­mi mi się śnisz. Śni mi się, że się zgu­bi­łeś, a ja cię odnaj­du­ję. W lesie, w któ­rym rośnie wszyst­ko. Nie trze­ba być psy­cho­lo­giem, żeby zro­zu­mieć to prze­ci­wień­stwo; jest wystar­cza­ją­co ina­czej niż w two­im czy moim poko­ju. A jed­nak, jest w tym jakaś rów­no­wa­ga i umiar, nie sądzisz? Nie jesteś, no nie wiem, na Eve­re­ście. Ja wpraw­dzie kie­dyś tam byłem. Ale bez cie­bie. Sam, tak, jak powin­no się tam być.

Ale wra­ca­jąc do moje­go snu. Tak więc, w tym nie­prze­by­tym lesie, po pro­stu sto­isz. Jak­byś nie wie­dział, gdzie dokład­nie jesteś ani dokąd zmie­rzasz. A gdy do cie­bie pod­cho­dzę, mówisz mi rze­czy, któ­rych bym się po tobie nigdy nie spo­dzie­wał. Na przy­kład, w jed­nym z tych snów znaj­du­ję cię, jak zupeł­nie spo­koj­nie sie­dzisz wśród traw wypa­lo­nych póź­no w sierp­niu, na krze­śle, któ­re wyglą­da tak, jak­by wyro­sło z zie­mi. Sie­dzisz po pro­stu, obok masz jakąś zaku­rzo­ną butel­kę i wte­dy mówisz mi:

Otóż to, Davi­dzie. Tak to wła­śnie wyglą­da, gdy wszyst­kie swo­je rze­czy usta­wię w jed­nym miej­scu i potem sia­dam gdzieś mię­dzy nimi. Nie ma ich wie­le, praw­da? A czło­wiek, któ­ry nie ma wie­lu rze­czy praw­do­po­dob­nie nie jest dobrym czło­wie­kiem. Praw­do­po­dob­nie jest leni­wy, nic nie trzy­ma się jego rąk, nicze­go nie przy­cią­ga, wszy­scy odwra­ca­ją się do nie­go ple­ca­mi, ucie­ka­ją od nie­go, a powo­dem tego nie może być jego dobroć, tak się nie postę­pu­je z dobry­mi ludź­mi, oni mają peł­no swo­ich rze­czy i kocha­ją każ­dą z nich.

A cza­sa­mi to, co mówisz, jest nie­co krót­sze, ale rów­nie nie­zwy­kłe. Dla cie­bie, tak sądzę. Na przy­kład, swo­im coraz głęb­szym bary­to­nem, powie­dzia­łeś kie­dyś przez sen coś takie­go: cel ist­nie­nia zawie­ra się w czasie.

Wte­dy ci odpo­wie­dzia­łem: tato, teraz wła­śnie zacy­to­wa­łeś Heideg­ge­ra. I wyda­wa­ło się to bar­dzo zabaw­ne, mała cynicz­na sztucz­ka, któ­rej do koń­ca nie rozu­miem, ale z pew­no­ścią jest ona też czymś więcej.

Posłu­chaj. Kie­dy patrzę na cie­bie tak przez szy­bę, to może jest to odpo­wied­ni czas, żebym ja też ci coś opo­wie­dział. W zasa­dzie jestem pewien, że wła­śnie dziś nad­szedł ten heideg­ge­row­ski czas, więc jeśli ci to pasu­je, nadaj­my mu egzy­sten­cjal­ny cel, któ­ry cię w tym momen­cie tak cie­szy. Masz moc­ne ner­wy, zawsze takie mia­łeś. To na pewno.

A ta moja opo­wieść nie jest dłu­ga. Nie jest też zbyt mądra, no i nie ma żad­ne­go dra­ma­tycz­ne­go pod­tek­stu ani traf­nej aneg­do­ty. A brzmi ona tak:

Daw­no temu, ciem­ną, głę­bo­ką nocą, opusz­czo­na sie­rot­ka błą­dzi­ła po lesie. I ten wystra­szo­ny Chło­piec dostrzegł nagle przez gałę­zie cien­ką smu­gę świa­tła. Podą­żał za nią, dopó­ki nie zna­lazł się pod noga­mi Męż­czy­zny, któ­ry spał do tego momen­tu na pola­nie pod księ­ży­cem przy pro­wi­zo­rycz­nym ogni­sku. Ten czło­wiek obu­dził się i zapy­tał: Kim jesteś? A Chło­piec odpo­wie­dział: Jestem two­im synem, zro­dzo­nym przez noc. Męż­czy­zna to zaak­cep­to­wał i zaczę­li żyć od tej pory jak ojciec z synem. Z cza­sem, Chło­piec zauwa­żył, że ten Męż­czy­zna nie zna rado­ści i nie zna śmie­chu. Gdy go o to zapy­tał, Męż­czy­zna opo­wie­dział mu, jak złe elfy ukra­dły mu duszę, a wraz z nią moż­li­wość odczu­wa­nia. Chło­piec zade­cy­do­wał, że pomo­że Męż­czyź­nie, któ­ry stał się dla nie­go ojcem. Wró­cił do lasu, żeby zna­leźć elfy i dzię­ki chło­pię­ce­mu spry­to­wi ode­brać im duszę ojca, uwię­zio­ną w sta­rej, zaku­rzo­nej butel­ce. Męż­czy­zna roz­we­se­lił się, gdy prze­chy­lił butel­kę i odzy­skał duszę. Zapy­tał wte­dy Chłop­ca: Jak mogę ci się za to odwdzię­czyć? A Chło­piec odpo­wie­dział: Pozwa­la­jąc mi na to, żebym już zawsze był two­im synem.

Oto moja opo­wieść, tato.

Powie­dzia­łem ci prze­cież, że nie jest dłu­ga. I dobrze wiem, co teraz sobie myślisz, David zno­wu posta­wił swo­je uczu­cia nad fak­ta­mi. Ale nadal jeden fakt jest waż­ny. Wyda­je mi się, że całe życie szu­ka­łem wła­śnie tego, co ci ode­bra­no, tego, cze­go bra­ku­je. Odda­ję ci więc to, cze­go sam nie chciał­bym stra­cić. I może głów­nym celem tego świa­ta nie jest pró­ba odna­le­zie­nia cze­goś, ale dawanie.

Nie wiem. Nie wpusz­cza­ją mnie do środ­ka, do cie­bie, tato. Jesteś sta­ry, więc musisz być za szy­bą. Albo odwrot­nie, za szy­bą muszą zostać ci, któ­rzy są młodzi.

Pytam cię, jak ci się podo­ba­ła moja opowieść?

A ty mi mówisz: Wybacz, ale ci nie odpo­wiem. Wiesz i tak, że mowa w zasa­dzie nicze­go nie potwier­dza. Mowa zdra­dza tyl­ko zna­cze­nie, jej cel jest ogól­ny. Mowa tak napraw­dę nic nie znaczy.

Tak. Cho­ciaż jesteś leka­rzem wete­ry­na­rii, w każ­dym moim śnie jesteś przede wszyst­kim filo­zo­fem. I wiesz co, tato. Nadal uwa­żam, że czło­wiek nie żyje po to, żeby maga­zy­no­wać rze­czy, bez wzglę­du na to, ile sytu­acji mu się w życiu przy­da­rzy. I nawet, gdy czło­wiek znaj­du­je się w zamknię­tej prze­strze­ni, nie musi zamie­niać się w zamknię­tą prze­strzeń, nie musi wszyst­kie­go trzy­mać w sobie. Może coś wypu­ścić, uwol­nić, kawa­łek po kawał­ku. To chy­ba zna­czy być doro­słym, nie uważasz?

To tak, jak­byś miał ręka­wicz­kę, a gdy wkła­dasz ją na rękę, ona wciąż spa­da. Ale jesteś cier­pli­wy. I cze­kasz. Cze­kasz, aż w koń­cu dłoń zacznie ci rosnąć. Dzię­ki two­jej woli, palec za pal­cem. Kciuk, palec wska­zu­ją­cy, jeden za dru­gim. Dopó­ki nie wypeł­nią wnę­trza, wte­dy napraw­dę je masz, te ręka­wicz­ki, wte­dy to jesteś ty. Nie­daw­no prze­czy­ta­łem o pew­nym ple­mie­niu z Ama­zo­nii, któ­re­go rytu­ał ini­cja­cji pole­ga na tym, że chłop­cy sta­ją się męż­czy­zna­mi i wojow­ni­ka­mi trzy­ma­jąc dłoń w czymś, co nazy­wa­ją bole­sną ręka­wi­cą. W rze­czy­wi­sto­ści jest to szorst­ka tka­ni­na wypeł­nio­na jado­wi­ty­mi mrów­ka­mi, któ­rych uką­sze­nie zali­cza­ne jest do naj­bar­dziej bole­snych. I ci chłop­cy, po kolei, zakła­da­ją ręka­wi­cę pod­czas ini­cja­cji, któ­ra trwa jakiś czas, dłuż­szy czas.

Już czas, Davi­dzie. Musi pan iść. Sły­szę ją za ple­ca­mi, mówi znie­cier­pli­wio­na, pod­nie­sio­nym gło­sem. Mój czas minął, moje dzie­sięć minut, czy­li tyle, ile pozwo­li­li mi stać po dru­giej stro­nie i patrzeć na cie­bie, jak sie­dzisz we wspól­nym pomiesz­cze­niu, salo­nie, naszym lesie, wszyst­ko jedno.

Wybacz, że zno­wu nie trzy­ma­łem się fak­tów, dro­gi czło­wie­ku od fak­tów. Ale mam jesz­cze jeden na sam koniec.

W cią­gu ostat­nich kil­ku lat moja ręka uro­sła na tyle, że ręka­wi­ca na niej pozo­sta­je, że nie mogę jej zrzu­cić, nie mogę zro­bić nic, żeby prze­sta­ła boleć, żebym w koń­cu postrze­gał ją i czuł jako część sie­bie. I żebym mógł jej powie­dzieć, w porząd­ku. Teraz, kie­dy w koń­cu wiem, kim jestem, nad­szedł czas, żebym się tobą zaopie­ko­wał. Tą samą ręką, któ­rą opie­ram się o szy­bę. Jed­na z pie­lę­gnia­rek obser­wu­je mnie niecierpliwie.

Wiem, zosta­ną śla­dy, ale wła­śnie po to to robię.

Dla­te­go odcho­dząc powiem ci jesz­cze tyl­ko: nie bój się, tato, czu­wam nad tobą. To las, w któ­rym jest wie­le dziw­nych zwie­rząt, złych elfów i jado­wi­tych owa­dów. To las, któ­ry dłu­go trwał, aż nagle opu­sto­szał. Ale ja tu jestem, cały czas tu jestem. I czu­wam nad tobą, tato.

PRAWA AUTORSKIE: Wszel­kie pra­wa zastrzeżone.

Prze­kład z języ­ka chor­wac­kie­go: Gabrie­la Abrasowicz

TOMISLAV ZAJEC

(ur. 1972, Zagrzeb) – dra­ma­to­pi­sarz, dra­ma­turg, sce­na­rzy­sta, poeta, pro­za­ik. Absol­went Aka­de­mii Sztu­ki Dra­ma­tycz­nej w Zagrze­biu, gdzie obec­nie pra­cu­je jako wykła­dow­ca. Jego utwo­ry zosta­ły włą­czo­ne do wie­lu waż­nych chor­wac­kich i zagra­nicz­nych anto­lo­gii pro­zy, poezji i dra­ma­tu. Jest auto­rem kil­ku­na­stu tek­stów dra­ma­tycz­nych: John Smith, prin­ce­za od Wale­sa (pol. John Smith, księż­na Walii, 1998), Aten­ta­to­ri (pol. Zama­chow­cy, 1999), Svin­je (pol. Świ­nie, 2001), Novi Nos­fe­ra­tu (pol. Nowy Nos­fe­ra­tu, 2002), Mli­je­ko (pol. Mle­ko, 2003/2004), Doro­thy Gale (2007), Astro­nau­ti (pol. Astro­nau­ci, 2008), Spa­še­ni (pol. Oca­le­ni, 2009), Tre­ba­lo bi pro­še­ta­ti psa (pol. Trze­ba wypro­wa­dzić psa, 2012), Ono što nedo­sta­je (pol. To, cze­go bra­ku­je, 2014), Mala Moskva (pol. Mała Moskwa, 2018). Sztu­ki te są wysta­wia­ne w teatrach w Chor­wa­cji i innych kra­jach euro­pej­skich, ale też w Ame­ry­ce Południowej.

Za dra­mat Trze­ba wypro­wa­dzić psa otrzy­mał w 2018 roku Grand Prix na 29 Jour­nées de Lyon des Auteurs de The­atre. Jest pię­cio­krot­nym lau­re­atem Nagro­dy im. Mari­na Drži­cia za sztu­ki Zama­chow­cy, Doro­thy Gale, Oca­le­ni, Trze­ba wypro­wa­dzić psa i To, cze­go bra­ku­je; został tak­że dwu­krot­nie uho­no­ro­wa­ny nagro­dą Marul pod­czas festi­wa­lu Dni Maru­li­cia za dra­mat To, cze­go bra­ku­je i dra­ma­ty­za­cję powie­ści Kri­sti­ja­na Nova­ka Črna mati zemla (pol. Ciem­na mat­ka zie­mia, spek­takl w Zagrzeb­skim Teatrze Mło­dych), a tak­że wie­lo­ma inny­mi nagro­da­mi za twór­czość lite­rac­ką i dra­ma­tur­gicz­ną oraz za sce­na­riusz (do fil­mów Maj­ka asfal­ta – Mat­ka asfal­tu, reż. Dali­bor Mata­nić i Trze­ba wypro­wa­dzić psa, reż. Filip Peruzović).

Jego utwo­ry zosta­ły opu­bli­ko­wa­ne w tomie U tre­nut­ku kao u divl­ji­ni (pol. W chwi­li jak w pusz­czy, 1996) zawie­ra­ją­cym tak­że wier­sze Vlat­ka Grgu­ri­cia i Roma­na Simi­cia, a tak­że w zbio­rach poezji Sje­ver — zlat­ni šut (pol. Pół­noc — zło­ty strzał, 1996), Rupa nje­go­va ime­na (pol. Dziu­ra jego imie­nia, 2000) oraz Kato­li­čka kri­vn­ja (pol. Kato­lic­kie poczu­cie winy, 2016). Ponad­to jest auto­rem ksią­żek Soba za razbi­jan­je (pol. Pokój do roz­bi­ja­nia, 1998, powieść), Ulaz u Crnu kuti­ju (pol. Wej­ście do Czar­ne­go Pudeł­ka, 2001, powieść); Lju­do­žde­ri (pol. Ludo­żer­cy, 2005, powieść) i Luna­park (2009, powieść – uka­za­ła się po pol­sku w wydaw­nic­twie „Mię­dzy­mo­rze”) oraz zbio­ru dra­ma­tów Odla­sci (pol. Odej­ścia, 2013) oraz Mala Moskva/Ono što nedo­sta­je (pol. Mała Moskwa/To, cze­go bra­ku­je, 2019), a tak­że pod­ręcz­ni­ka aka­de­mic­kie­go Pra­vi­la igre: od prve ide­je do prvog dram­skog tek­sta, 2012 (pol. Zasa­dy gry: od pierw­szej idei do pierw­sze­go tek­stu dra­ma­tycz­ne­go) i ilu­stro­wa­nej książ­ki dla dzie­ci Dje­čak koji je želio biti tigar (pol. Chło­piec, któ­ry chciał być tygry­sem, 2018).

Jego tek­sty dra­ma­tycz­ne uka­za­ły się w prze­kła­dzie na język angiel­ski, nie­miec­ki, węgier­ski, rosyj­ski, fran­cu­ski, sło­weń­ski, hisz­pań­ski i pol­ski [Mle­ko w cza­so­pi­śmie „Dia­log”, John Smith, księż­na Walii w anto­lo­gii Kro­atyw­ni, 2012; Trze­ba wypro­wa­dzić psa w zbio­rze (Nie tyl­ko) frag­men­ty. Wybór nowych dra­ma­tów chor­wac­kich, 2019]. Na pod­sta­wie sztu­ki Trze­ba wypro­wa­dzić psa zre­ali­zo­wa­no w Pol­sce dwa nie­za­leż­ne czy­ta­nia sce­nicz­ne: w 2019 roku pod­czas Mię­dzy­na­ro­do­we­go Festi­wa­lu Teatral­ne­go DEMO­LU­DY-Opo­wia­da­my War­mię w Olsz­ty­nie (reż. Iwo Vedral) i w 2020 roku w ramach Labo­ra­to­rium Dra­ma­tu w Teatrze Dra­ma­tycz­nym m. st. War­sza­wy (reż. Michał Zdunik).

fot. Zlat­ko Pejak